Aktualności

16 KWIETNIA_ NABOŻEŃSTWO DO ŚW. ANDRZEJA BOBOLI

Kustosz Narodowego Sanktuarium św. Andrzeja Boboli oraz Krąg Przyjaciół Ojca Mirosława Paciuszkiewicza 
zapraszają do wspólnej modlitwy przez wstawiennictwo Patrona Polski i Patrona jedności, świętego Andrzeja
Boboli. Będziemy się modlić za Ojczyznę, za Ojca Świętego Franciszka, za polskie rodziny, za pokój na całym
świecie oraz w prywatnych intencjach każdego 16. dnia miesiąca. 
Nasza modlitwa będzie rodzinna i indywidualna, w naszych domach i środowiskach, w których żyjemy, 
w łączności z modlitwami zanoszonymi tego dnia w Sanktuarium Narodowym św. Andrzeja Boboli w Warszawie.
Zapraszamy do modlitwy zwłaszcza o godz. 20.00, by poczuć siłę duchowej wspólnoty Andrzejowej,
a tych, którzy nie mogą się wtedy połączyć duchowo, zachęcamy do modlitwy o dowolnej porze dnia.
Proponujemy następujący porządek nabożeństwa modlitewnego:
1.Przywołanie intencji
2.Odczytanie comiesięcznych rozważań z książki Jacka Bolewskiego SJ i Wacława Oszajcy SJ
z książki „Rok u boku św. Andrzeja Boboli”, 
3.Odmówienie Litanii do św. Andrzeja Boboli.

Autorka: Marta Chrzan

 

16 KWIETNIA

SŁOWO BOŻE: Ef 1, 1-19

Paweł, z woli Bożej apostoł Chrystusa Jezusa – do świętych, którzy są <w Efezie>,  i do wiernych w Chrystusie Jezusie:  Łaska wam i pokój

od Boga Ojca naszego i od Pana Jezusa Chrystusa! Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa; który napełnił

nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata,

abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem.  Z  miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa,

według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym. W Nim mamy odkupienie przez Jego

krew – odpuszczenie występków, według bogactwa Jego łaski. Szczodrze ją na nas wylał w postaci wszelkiej mądrości i zrozumienia, przez to,

że nam oznajmił tajemnicę swej woli według swego postanowienia, które przedtem w Nim powziął  dla dokonania pełni czasów, aby wszystko

na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie: to, co w niebiosach, i to, co na ziemi. W Nim dostąpiliśmy udziału my również, z góry

przeznaczeni zamiarem Tego, który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli po to, byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu – my,

którzyśmy już przedtem nadzieję złożyli w Chrystusie. W Nim także i wy usłyszeliście słowo prawdy, Dobrą Nowinę o waszym zbawieniu.

W Nim również uwierzyliście i zostaliście naznaczeni pieczęcią  Ducha Świętego, który był obiecany. On jest zadatkiem naszego dziedzictwa

w oczekiwaniu na odkupienie, które nas uczyni własnością  [Boga], ku chwale Jego majestatu. Przeto i ja, usłyszawszy o waszej wierze

w Pana Jezusa i o miłości względem wszystkich świętych,  nie zaprzestaję dziękczynienia, wspominając was w moich modlitwach. [Proszę w nich],

aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznaniu Jego samego.  [Niech da]

wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych

i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących – na podstawie działania Jego potęgi i siły.

ECHO SŁOWA:Bądźcie świętymi…”:

Do kogo zostało skierowane słowo Boże, które słyszeliśmy? Jeśli słuchaliśmy uważnie, to może pamiętamy początek: „Paweł, z woli Bożej

apostoł Chrystusa Jezusa – do świętych”… A zatem adresatami są święci! Z innych listów Apostoła wynika, że nazywa on w ten sposób wszystkich

chrześcijan – przez chrzest bowiem otrzymali, my także otrzymaliśmy, Ducha Świętego, moc Chrystusowej łaski, która nas uświęca. Zresztą

dalszy ciąg Listu do Efezjan jeszcze wyraźniej o tym przypomina: Bóg Ojciec w Chrystusie „wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci

i niepokalani przed Jego obliczem”. Jako chrześcijanie jesteśmy powołani do świętości, danej nam przez chrzest i zadanej do rozwijania w całym

życiu. Dlatego Paweł modli się dalej, aby Bóg dał „wam światłe oczy serca tak, byście widzieli, czym jest nadzieja waszego powołania”.

Czym jest ta nadzieja? Właśnie odkryciem i rozwinięciem tego, co już otrzymaliśmy – naszego początku w Bogu, w którym kryje się powołanie

do świętości.

To powołanie było znane już w Starym Testamencie. W Księdze Kapłańskiej „Pan powiedział do Mojżesza: ‘Mów do całej społeczności

Izraelitów i powiedz im: Bądźcie świętymi, bo ja jestem święty, Pan, Bóg wasz !” (Kpł 19, 1n). A wcześniej, w Księdze Wyjścia, Bóg oznajmia

ludowi: „będziecie Mi królestwem kapłanów i ludem świętym” (Wj 19,6). Aktualność Słowa Bożego poświadcza Nowy Testament, który

kilkakrotnie je cytuje, przypominając chrześcijanom o ich świętości (1P 2, Ap 1, 6;5, 10; 20,6). Jednak istotna jest nowość – wszak idzie

o Nowe Przymierze, w którym świętość Boga jako najważniejsze ludzkie powołanie objawia się w Jezusie – Bogu -Człowieku. W jedności

z Chrystusem nie tylko będziemy czy dopiero staniemy się święci, ale już nimi jesteśmy. To jedynie początek, ale właśnie w nim i z nim dana

jest nam moc, od której zależy także cała reszta. W tym sensie można powiedzieć: Chrześcijaninie, stań się tym, kim jesteś – w danym ci

początku świętości. Stań się prawdziwie na obraz Boga, który jest twoją najgłębszą tożsamością, sensem twego życia. Stań się święty,

bo w ukryciu, w którym Bóg ogląda twój początek otrzymany od niego, obecnie już JESTEŚ święty.

Jak może się to dokonać, dopełnić w naszym życiu? Prawdziwa świętość nie rzuca się w oczy, pozostaje często w ukryciu. Jej istotą

jest bowiem pokora, postawa dziecka Bożego, jakby ciągłego początkowania – bycia w początku, pochodzącym od samego Boga, który jest

– w ukryciu… O pewnej niemieckiej świętej (błog. Marii Katarzynie Kasper +1898) i dziele jej życia powiedziano: „Tak mały był początek.

Istotne było to, że wiedziała ona, jak pozostać małą” (W. Nigg). Tym, co uderzało późniejszych biografów, była wielka zwyczajność owej świętej:

„Nie można jej przypisać żadnych nadzwyczajnych właściwości… Ale jedno jest nadzwyczajne, to co stanowi kamień węgielny świętości:

Związanie z Bogiem, odwrócenie się od własnego ja, wierność i sumienność w najprostszych sprawach. To nie da się opisać” (I.F. Gorres).

Tak można sobie wyobrazić i świętość Maryi – w takiej prostocie, że potrzebne były „światłe oczy serca”, by ją dostrzec. Jak u dziewcząt,

które Niepokalana Dziewica nawiedzała – tak niepozornych w swoim ubóstwie i prostocie, że zdumiewało to wielkich „tego świata”,

którzy szukali świętości – w nadzwyczajności…

Nie inaczej było z Andrzejem Bobolą. Dopiero wiele lat po śmierci została rozpoznana jego nadzwyczajność, wcześniej ukryta

w zwyczajnym życiu zakonnika – jezuity. Znowu możemy tu dostrzec istotny rys idei św. Ignacego, założyciela zakonu, z którym Andrzej

związał od młodości swoją drogę. Loyola lubił określać Towarzystwo Jezusowe jako „najmniejsze towarzystwo” (minima societas).

W tym określeniu przechowuje się pamięć o początku zakonu, który był niepozorny, jednoczący z Jezusem nieliczną grupkę „przyjaciół w Panu”.

Jednak właśnie w tym początku – tak wielkiej jedności z Chrystusem i ze współbraćmi – kryła się cała wielkość i dynamizm apostolski zakonu,

później o wiele bardziej widoczne w licznych jego dziełach. I jeśli w dziejach Towarzystwa Jezusowego pojawiały się trudności, prowadzące nawet

do przejściowej kasaty zakonu, to przynajmniej w części wiązały się one z tym, że Towarzystwo przestało być „najmniejsze”, stało się wielkie nazbyt

po ludzku, jakby zapominając o małości swego początku. Tak, zakon wydał wielu świętych, ale wielkość ich uznawano dopiero po śmierci,

bo za życia wydawali się mali, niewidoczni.

Jest oczywiście głębsza prawidłowość w tym, że święci dają się najpełniej rozpoznać po zejściu z „tego świata”. Wtedy po prostu jednoczą się

ostatecznie z Bogiem, po trzykroć Świętym i źródłem wszelkiej świętości. Odtąd mogą uczynić dla pozostających na ziemi jeszcze więcej. Także

pod tym względem naśladują swego Mistrza, Jezusa, który powracając do Ojca zapewniał uczniów: „Pożyteczne jest dla was moje odejście” (J 16,7),

dodając: „Gdybyście mnie miłowali, rozradowalibyście się, że idę do Ojca, bo Ojciec większy jest ode mnie” (J 14,28). Dlatego właśnie dzięki

jedności z Jezusem, przebywającym u Ojca, także święci dokonują jeszcze większych dzieł od tych, jakich dokonywali wcześniej na ziemi.

Wystarczy wierzyć w ich wstawiennictwo i otwierać się na pomoc, której dzięki swej jedności z Bogiem obficie mogą udzielać.

Tak było również po zejściu Andrzeja ze świata. Świadczył pomoc tym, którzy pielgrzymowali do jego relikwii, pamiętało o nim w swych

modlitwach. Długa była droga do jego beatyfikacji, wydłużona dodatkowo przez okres kasaty zakonu, także przez utraconą niepodległość Polski.

Gdy wreszcie po bez mała 200 latach od śmierci, 30.X 1853, Bobola został ogłoszony błogosławionym, jego kult upowszechnił się w różnych

krajach dzięki jezuitom, którzy po odrodzeniu zakonu przypominali też o przepowiedni Andrzeja dotyczącej odrodzenia ojczyzny. Nic dziwnego,

że po wypełnieniu się przepowiedni – po I wojnie światowej – kult błogosławionego świadka dalej się wzmocnił, owocując w jego kanonizacji,

17.IV1938. Owego dnia w Rzymie zgromadziło się wielu Polaków, ponad 8 tysięcy, a w bazylice św. Piotra po raz pierwszy rozbrzmiało uroczyste:

„Boże, coś Polskę…”, zwieńczone gorącą prośbą: „Ojczyznę wolną pobłogosław, Panie”…

To błogosławieństwo Boże przyszło w następnych latach w trudnej postaci – wojny, ponownej utraty niepodległości. Jeszcze do tego wrócimy,

rozważając ostatni człon przepowiedni św. Andrzeja, że będzie patronem Polski. Wspomnijmy najpierw o pierwszym i najważniejszym owocu

jego kanonizacji. Samo pojęcie, dość niezwykłe, daje wskazówkę, bo wśród pierwotnych znaczeń „kanonu” w starożytności chodziło też o spis postaci,

uważanych za wzorcowe. Zatem „kanonizacja” w Kościele przypomina o tym, że wzorcowymi postaciami są w chrześcijaństwie właśnie święci,

którzy w pełni zrealizowali nasze wspólne powołanie w Chrystusie, byśmy byli „święci i niepokalani”. Każdy święty, kanonizowany przez Kościół,

ukazuje szczególny, niepowtarzalny wymiar ostatecznie jednej, Bożej świętości, która pragnie przyjąć tyle postaci, ile jest obrazów Boga w świecie –

tyle w końcu, jak wielu jest ludzi. Jednak u wielu Boża świętość ukrywa się. Przeszkodą może być grzech i ludzka słabość. Ale przykład Andrzeja

przekonuje nas, że również na mało widocznej, ukrytej drodze świętość może się rozwijać. Uwierzmy, że to jest możliwe także w naszym życiu.

Wezwanie Boga „Bądźcie świętymi” pozostaje aktualne, bo w naszym początku, który od Niego pochodzi, już nimi JESTEŚMY!

 

(Za: Jacek Bolewski SJ, Wacław Oszajca SJ, Rok u boku św. Andrzeja Boboli, Wydawnictwo WAM 1999, str. 55-60).