16 STYCZNIA 2025
Łk 1,39-57, 67-79
W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w [pokoleniu] Judy.
Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się
dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona okrzyk i powiedziała: «Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc
Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?
Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się
słowa powiedziane Ci od Pana». Wtedy Maryja rzekła: «Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy. Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej.
Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny. Święte jest Jego imię – a swoje miłosierdzie
na pokolenia i pokolenia [zachowuje] dla tych, co się Go boją. On przejawia moc ramienia swego, rozprasza [ludzi] pyszniących się zamysłami serc swoich.
Strąca władców z tronu, a wywyższa pokornych. Głodnych nasyca dobrami, a bogatych z niczym odprawia. Ujął się za sługą swoim, Izraelem, pomny na miłosierdzie
swoje – jak przyobiecał naszym ojcom – na rzecz Abrahama i jego potomstwa na wieki». Maryja pozostała u niej około trzech miesięcy; potem wróciła do domu.
Dla Elżbiety zaś nadszedł czas rozwiązania i urodziła syna.(…) Wtedy ojciec jego, Zachariasz, został napełniony Duchem Świętym i prorokował, mówiąc:
«Niech będzie uwielbiony Pan, Bóg Izraela, że nawiedził lud swój i wyzwolił go, i moc zbawczą nam wzbudził w domu sługi swego, Dawida: jak zapowiedział to z dawien
dawna przez usta swych świętych proroków, że nas wybawi od nieprzyjaciół i z ręki wszystkich, którzy nas nienawidzą; że miłosierdzie okaże ojcom naszym i wspomni
na swoje święte Przymierze – na przysięgę, którą złożył ojcu naszemu, Abrahamowi, że nam użyczy tego, iż z mocy nieprzyjaciół wyrwani bez lęku służyć Mu będziemy
w pobożności i sprawiedliwości przed Nim po wszystkie dni nasze. A i ty, dziecię, prorokiem Najwyższego zwać się będziesz, bo pójdziesz przed Panem torując Mu drogi;
Jego ludowi dasz poznać zbawienie [co się dokona] przez odpuszczenie mu grzechów, dzięki litości serdecznej Boga naszego. Przez nią z wysoka Wschodzące Słońce
nas nawiedzi, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju».
ECHO SŁOWA: NAWIEDZENIE W PEREGRYNACJI
Kiedy słyszymy o nawiedzeniu, budzi się wiele skojarzeń. Tym, który nas nawiedza, jest przede wszystkim Bóg. Dlatego można Go wielbić, jak słyszeliśmy
”Niech będzie uwielbiony Pan, Bóg Izraela, że nawiedził lud swój i wyzwolił”. Boże nawiedzenie przybiera szczególną postać w Jezusie, o którym oznajmia dalej Zachariasz,
że w Nim „z wysoka Wschodzące Słońce nas nawiedzi, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju”. Słowo Boże
zapowiada czas łaski, rozjaśniającej ludzkie życie, napełniającej radością. O prawdziwości tej obietnicy świadczy pierwszy przykład nawiedzenia w Ewangelii. Maryja,
którą Bóg najpełniej nawiedził, udała się do swej krewnej, a wtedy Elżbieta mogła się przekonać, że przez Maryję nawiedza ją sam Bóg: Oto słysząc Jej pozdrowienie,
została napełniona radością, darem Ducha Świętego. Znów okazuje się, że tajemnica nawiedzenia prowadzi do wielbienia Boga i dziękczynienia.
Także w naszej ojczyźnie łaska Bożego nawiedzenia przychodzi w szczególny sposób przez Maryję. Z dawniejszych czasów pamiętamy peregrynację jasnogórskiego obrazu
jako znak, że polskie parafie i rodziny zostały nawiedzone przez naszą Matkę, Królową Polski.
W ostatnim okresie wielkim echem odbiła się peregrynacja i nawiedzenie Maryi w Jej fatimskiej figurce, związanej z obietnicami, które w cudowny sposób zaczęły się
spełniać. Jeszcze raz Maryja stała się znakiem Bożego nawiedzenia, czasu łaski. To pozostaje nadal aktualne w miarę, jak łączymy się z naszą Matką przez modlitwę,
pamiętając o Niej, czuwając. Ale Boże nawiedzenie przybiera ciągle nowe formy, by dotrzeć do jak największej liczby ludzi. Tak dużo jest postaci łaski, jak wielu
jest świętych, bo każdy z nich odzwierciedla obraz Bożej dobroci, pragnącej obficie się udzielać. A dla nas, uciekających się do wstawiennictwa św. Andrzeja Boboli,
właśnie on może stać się wymownym znakiem nawiedzenia – łaski. To przekonanie ma solidne podstawy, nie jest bynajmniej pobożną przesadą. Warto pamiętać o tym,
że cały kult Andrzeja rozpoczął się od jego nawiedzenia. Życie i męczeńska śmierć Boboli uległyby niewątpliwie zapomnieniu, gdyby on sam nie zjawił się po 45 latach
jednemu ze współbraci, zachęcając go, by zechciał otworzyć się na pomoc i łaskę, jakich Bóg pragnie udzielać przez swego wiernego świadka. Gdy jego relikwie
zostały wydobyte i udostępnione wiernym, wielu zaczęło je nawiedzać, a pełna wiary modlitwa przynosiła owoce. Poruszenie związane z kultem Andrzeja doprowadziło
z czasem do peregrynacji jego relikwii. Najpierw przenoszono je w ukryciu – z Pińska do Połocka, potem do Moskwy i w końcu do Rzymu, ponieważ rozmaite moce
usiłowały przeszkodzić w rozwoju kultu. Kiedy jednak odbyła się wreszcie kanonizacja Boboli w Wiecznym Mieście, powrót do Polski dokonał się w uroczystej,
tym razem otwartej peregrynacji przez wiele krajów i miast, budząc wszędzie żywe zainteresowanie, połączone z ożywieniem wiary. Gdy relikwie spoczęły
już ostatecznie w stolicy Polski, tylko raz udały się w dalszą drogę – podczas wojny, by po jej zakończeniu pozostać na stałe w miejscu, w którym można je nawiedzać.
Teraz dopiero możemy pełniej się otworzyć na łaskę nawiedzenia naszego Świętego. Nie tylko w początku jego kultu, ale także w dalszych dziejach Andrzej przypomniał
o sobie, nawiedzając różne osoby. Najgłośniejsze stało się z czasem zjawienie wobec dominikańskiego mnicha w XIX wieku połączone z obietnicą niepodległości Polski
i zapowiedzią patronatu nad ojczyzną. Do tego jeszcze wrócimy. Na razie przypomnijmy ostatnie głośne nawiedzenie w rodzinnej Strachocinie. Zaczęło się dziwnie,
od strachu… W miejscowej plebanii pojawiała się księżom w nocy tajemnicza postać, której wszyscy się bali. Przez lata krążyła wieść o strachach w Strachocinie…
Dopiero gdy znalazł się wreszcie ksiądz, który spróbował zareagować inaczej, nie z lękiem, ale z wiarą, dotarło do niego, że to może św. Andrzej ukazuje się, czekając,
aż ludzie odpowiedzą należycie na jego nawiedzenie. Rzeczywiście, gdy do parafii sprowadzono cząstkę relikwii Świętego, w roku 1988, czyli pod znakiem jubileuszu
50. rocznicy kanonizacji, postać przestała się zjawiać a zaczęło się głębsze nawiedzenie.
Dzięki specjalnie sporządzonemu relikwiarzowi Andrzej odwiedzał odtąd poszczególne domy w Strachocinie, wyświadczając wiele łask w życiu osobistym i rodzinnym
całej wspólnoty parafialnej. To świadectwo z miejsca narodzin Andrzeja pokazuje nam, jak wielu łask udziela Bóg za jego wstawiennictwem. Same relikwie są znakiem
obecności Świętego wśród nas. Owszem, znak jest ważny, ale ważniejsza jest niewidzialna rzeczywistość, która za nim się kryje, dając się poznać dzięki wierze.
Warszawskie sanktuarium św. Andrzeja przechowuje największą relikwię w integralnej postaci, dzieląc się nią ze wszystkimi kościołami, które o to proszą.
Także do Strachociny relikwie św. Andrzeja przybyły z Warszawy. Teraz ofiarowany przed laty dar powraca niejako z nową mocą. Jak stolica podzieliła się znakiem
relikwii z rodzinną miejscowością Andrzeja, tak później Strachocina dzieliła się ze stołeczną parafią Boboli znakiem swojej wiary – świadectwem o łasce nawiedzenia.
To zachęta także pod adresem innych parafii noszących imię Świętego, by otworzyły się na obecność i działanie swego Patrona jeszcze bardziej, bo przez niego pragnie
nawiedzić nas i nasze rodziny sam Bóg. Doświadczenie z rodzinnej miejscowości Boboli jest wymowne pod jeszcze jednym względem. Uczy ono, że Boże nawiedzenie
może przyjmować najpierw trudną, nieoczekiwaną postać. Kiedy nawiedzają ludzi nieszczęścia, plagi, choroby, katastrofy w rodzaju powodzi, to również w nich trzeba
rozpoznać działanie Boga. Dla jednych może to być oznaką Jego kary, jednak bliższe prawdy jest rozpoznanie w tych zdarzeniach apelu Jego miłości, wzywającej
do otwarcia się na nią przez ofiarne, pełne poświęcenia dzielenie się z innymi. Potrzebujemy wszakże wiary, by w trudnych postaciach Bożego nawiedzenia dostrzec
i przyjąć Jego miłość. Tylko dzięki wierze można odkryć głębszy sens wydarzeń i znaków pochodzących od Boga, który nawiedza po to, darzyć swoją łaską.
Kiedy Jezus rozpoczynał swoją działalność, odczytał w rodzinnym Nazarecie prorocze słowa, które w Nim się spełniły. Ostatnia z obietnic głosiła, że został
On posłany, by „obwołać rok łaski od Pana” (Łk4,19). Dalsze wydarzenia jego życia to potwierdziły. Ludzie widząc dokonywane przez Niego cuda wielbili Boga i mówili:
„Wielki prorok powstał wśród nas, i Bóg łaskawie nawiedził lud swój”. (Łk7, 16). Jednak inni zamknęli się na Boże działanie. Dlatego pod koniec Jezus czynił swoim
współczesnym wyrzuty, więcej, odczuwał ból wobec ich zatwardziałości. Widział, że brak odpowiedzi doprowadzi do nowych nieszczęść, do zniszczenia miasta,
które nie rozpoznało „czasu nawiedzenia” swego (Łk19,44). Obyśmy sami nie popełnili tego błędu. Rozpoczyna się nowy rok, który z woli Boga ma stać się dla nas rokiem łaski.
Przyjmijmy z wiarą jego nawiedzenie, rozpoznajmy je także w trudnościach naszego życia – z pomocą św. Andrzeja, który nas przez nie przeprowadzi.
(za: Jacek Bolewski SJ, Wacław Oszajca SJ, Rok u boku św. Andrzeja Boboli, Wydawnictwo WAM 1999, str. 37-42).