W 430. rocznicę urodzin św. Andrzeja Boboli przypominamy homilię Biskupa Płockiego, Piotra Libery, wygłoszoną w Sanktuarium Narodowym 16 maja 2018 roku.
Ekscelencjo, Księże Arcybiskupie Nuncjuszu,
Ekscelencje, Księża Biskupi,
Czcigodni Ojcowie Jezuici, stróże Narodowego Sanktuarium Świętego Andrzeja Boboli,
Czcigodni Kapłani i Drogie Siostry Zakonne,
Umiłowani Siostry i Bracia!
1. Staje dziś przy relikwiach Świętego Andrzeja Boboli Biskup Płocki:
– ten od Świętego Stanisława Kostki z Rostkowa, którego 450. rocznicę śmierci w tym roku obchodzimy;
od tego odważnego młodzieńca z północnego Mazowsza, który podobnie jak Andrzej Bobola – chciał zostać jezuitą,
a dziś jest wespół z naszym męczennikiem patronem Polski,
– staje dziś w tym świętym miejscu biskup od pojezuickich kolegiów w Pułtusku, Płocku i Łomży
(niegdyś również należącej do rozległej diecezji płockiej), gdzie nasz Święty Andrzej przez kilka lat nauczał i głosił Słowo Boże;
– staje dziś przed Wami następca biskupów męczenników II wojny światowej: błogosławionych arcybiskupa Antoniego
Juliana Nowowiejskiego i biskupa Leona Wetmańskiego, z diecezji mającej długą i bogatą, bo liczącą ponad 940 lat historię;
– wreszcie staje przed Wami biskup z Płocka – miasta, które wciąż pamięta serdeczną postać Mirosława Paciuszkiewicza SJ,
niezapomnianego duszpasterza tu, na Mokotowie, pierwszego kustosza tego Sanktuarium i pioniera duszpasterstwa osób
żyjących w związkach niesakramentalnych, a wcześniej kapłana płockiej diecezji i rektora kościoła przyseminaryjnego w Płocku.
Więc z tą spuścizną świętych i męczenników, a także poetów – a nie sposób tu nie wspomnieć żyjącego niemalże w tych samych latach, co święty Andrzej Bobola
– księdza Macieja Kazimierza Sarbiewskiego, także jezuity i nadwornego kaznodziei króla Władysława IV, wielkiego poety zwanego C h r z e ś c i j a ń s k i m H o r a c y m
z M a z o w s z a, pochodzącego także z płockiej diecezji – więc z tą duchową spuścizną staję nad relikwiami dzisiejszego patrona, staję wraz z Wami, Siostry i Bracia
– nad otwartą księgą Ewangelii.
My wierzymy, że dowodem tego Bożego Tchnienia jest Kościół Święty, obmyty najdroższą Krwią Zbawiciela, który idzie przez wieki, wśród pociech i utrapień.
Wierzymy, że tym dowodem Bożego działania i Tchnienia są też święci, którzy są „a r c y d z i e ł e m D u c h a Ś w i ę t e g o” (św. Jan XXIII). To nad nimi szczególnie
zatrzymał się w swych ognistych językach Duch Prawdy i Miłości, Pocieszyciel i Obrońca.
Ale wierzymy również, że teraz ten sam Duch zatrzymał się nad nami, abyśmy zrozumieli Pisma i wyznali
swym życiem wiarę w Zmartwychwstałego. Wszak, przyznacie, Kochani, że nie jest łatwo słuchać Ewangelii
przy relikwiach Takiego Męczennika! Niech więc nas umocni ten sam Boży Duch, który umocnił Andrzeja Bobolę!
Aż z nieba dochodzi do nas głos mówiący w Apokalipsie św. Jana: „Teraz nastało zbawienie, potęga i królowanie
Boga naszego i władza Jego Pomazańca” (Ap 12, 10). Ten głos, który ogłasza Boże panowanie rozlega się i dziś.
Słyszą i pojmują go, i cieszą się nim święci i pokorni słudzy Boga.
Cóż to za głos? Innymi słowy, cóż do nas mówią dziś święci i męczennicy, tak jak święty Andrzej Bobola?
Ich głos to głos s e n s u, bo dziś wielu ugania się za tym, co modne, popularne, nośne, medialne, ale najzwyczajniej, nie pytają się o to: czy to, czego pragną
i szukają m a s e n s, czy przyniesie dobre owoce, i czy w ogóle jest godne człowieka…? Zaś świat i jego kultura ignorują, banalizują i nie rozumieją tego głosu.
Tak się zastanawiam, o co więc dziś wołają do naszych sumień męczennicy, również męczennicy naszych czasów np. siedmiu trapistów z Algierii,
dwudziestu jeden Koptów ściętych w Libii czy 86-letni proboszcz francuski zabity przy ołtarzu. Myślę, że wołają o jedno: o to, aby nie banalizować Boga,
aby uszanować i uznać za święte to, co jest święte: a więc życie ludzkie od poczęcia do naturalnej śmierci, a więc Dzień Pański, dalej: sakramentalne
i nierozerwalne małżeństwo, następnie: głos sumienia i głos powołania, także do służby Bożej w kapłaństwie czy zakonie. Czyż to nie jest współczesne wołanie o sens?
To wezwanie, aby nie banalizować Jezusa i Jego łaski i głosu, który rozlega się w Ewangelii i w nauczaniu Kościoła. Aby nie brać wiary w nawias i nie spychać
jej na margines wstydu. Przecież dzisiaj jest tyle ironii i obojętności, które chcą ośmieszyć i „unieważnić” Jezusa.
Owo „teraz” woła o natychmiastowe działanie, o świadectwo wiary, które już dziś trzeba złożyć. „Nie możemy czekać, aby zacząć żyć Ewangelią, gdy wszystko wokół nas
będzie nam sprzyjało” – przypomniał nam ostatnio ojciec święty Franciszek w adhortacji apostolskiej Gaudete et exsultate (nr 91). Wiara to teraz! To nie jutro, ani wczoraj,
wiara to „teraz”: mojego życia i jego wyzwań, to „teraz” słuchania Słowa Bożego i wewnętrznego zmagania się z własnymi wątpliwościami i niemocą. Wiara to teraz!
Czy nie tak wierzył Andrzej Bobola? Widzimy w jego żywocie wręcz pewną gwałtowność, determinację i wielką gorliwość. Jakież to różne od tej narodowej przywary,
którą demaskuje chociażby Mickiewicz w Panu Tadeuszu, która wyraża się w powiedzeniu, że „jakoś to będzie…”. Kiedy się odkłada na później to, co ważne,
gdy się ogląda na innych, gdy się liczy na układy i znajomości, gdy nie pracuje się nad sobą i od siebie wpierw się nie wymaga… to jakoś to będzie, czyli byle jak.
Myślę, że w tak szczególnym miejscu, Narodowym Sanktuarium, tu na warszawskim Mokotowie, chodzi o to, aby zdemaskować swoją ociężałość ducha, swoją niemoc,
a może wręcz bylejakość. Coś trzeba ze sobą zrobić, gdy stoi się nad relikwiami tak Wielkiego Męczennika!
Właśnie wyszedł Judasz. Jezus więc tak naprawdę modli się o „niemożliwe”, bo właśnie jeden z Dwunastu sprzedaje Go za 30 srebrników. A Jezus, mimo wszystko,
modli się o jedność: „Ojcze, proszę (…) aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie” (J 17, 21). Modli się, po ludzku sądząc, o niemożliwe.
A jaki jest – Siostry i bracia – katalog naszych „rzeczy niemożliwych”? Zwłaszcza w świetle słów Świętego Pawła Apostoła z Pierwszego Listu do Koryntian, jaki jest nasz,
polski katalog rzeczy niemożliwych? Jedność narodowa? Pojednanie polsko-polskie? Nasze zazdrości, chora duma i bylejakość? Kruchość małżeństwa i rodziny?
Ludzie z różnych marginesów, którzy wciąż czekają na miłosierdzie i solidarność ze strony Kościoła i państwa?
Kościół, który z trudem szuka ludzi młodych? I ta świadomość bycia Kościołem od Jana Pawła II, prymasa Wyszyńskiego, Andrzeja Boboli czy księdza Jerzego,
która chwilami wydaje się być zbyt trudna do uniesienia? Oto nasz katalog rzeczy niemożliwych. I pewnie każdy z nas mógłby dodać jeszcze inne, swoje osobiste przypadki…
Zobaczcie, Kochani: Pan Jezus modli się właśnie nad tym, co po ludzku niemożliwe i przegrane. Andrzej Bobola przelewa krew na ziemi „ognia i miecza”, szubienic i krwi, tam,
gdzie politycznie i historycznie wiele spraw będzie przegranych, a zostaje jedynie modlitwa Jezusa i krew męczennika.
w którym wiarygodnie odbija się dzisiejsza Ewangelia.
Dlatego tak wymagające jest stanięcie przy tych relikwiach i czytanie Jezusowego testamentu jedności: „Ojcze Święty, aby wszyscy stanowili jedno”.
W płockiej katedrze jest witraż, który przedstawia naszego dzisiejszego patrona: ukazuje go jakby w chwili męczeństwa, gdy pod ciosami
prześladowców, bestialsko zamęczony, już słania się ku ziemi, ale podtrzymuje go Chrystus! Z widocznymi ranami swej Męki, Pan wręcz
obejmuje i przytula swego wiernego ucznia, po prostu z nim jest: Jezus chwytający za ramię, z dłonią podtrzymującą opadającą głowę,
z sercem przy sercu… Aż tak zespolili się w jedno – Jezus i jego uczeń.
Co więc dziś do nas mówisz Andrzeju, wielki męczenniku Polesia i Warszawy? Jaki rachunek sumienia nam czynisz na stulecie odzyskania
niepodległości i osiemdziesięciolecie twej kanonizacji? Co chcesz w nas ocalić?
Mów do nas! Mów, bo w tobie zatrzymał się Duch Święty, którego tak bardzo potrzebujemy, o którego my dziś tak pokornie wołamy! Amen.