16 LISTOPADA 2024 r.
SŁOWO BOŻE: Iz 49, 8-23
Tak mówi Pan: „Gdy nadejdzie czas mej łaski, wysłucham cię, w dniu zbawienia przyjdę ci z pomocą.
A ukształtowałem cię i ustanowiłem przymierzem dla ludu, aby odnowić kraj, aby rozdzielić spustoszone dziedzictwa,
aby rzec więźniom: Wyjdźcie na wolność! marniejącym w ciemnościach: Ukażcie się! Oni będą się paśli przy wszystkich drogach,
na każdym bezdrzewnym wzgórzu będzie ich pastwisko. Nie będą już łaknąć ni pragnąć, i nie porazi ich wiatr upalny ni słońce,
a ich poprowadzi Ten, co się lituje nad nimi, i zaprowadzi ich do tryskających zdrojów. Wszystkie me góry zamienię na drogę,
i moje gościńce wzniosą się wyżej. Oto ci przychodzą z daleka, oto tamci z Północy i z Zachodu, a inni z krainy Sinitów.
Zabrzmijcie weselem, niebiosa! Raduj się, ziemio! Góry, wybuchnijcie radosnym okrzykiem! Albowiem Pan pocieszył swój lud,
zlitował się nad jego biednymi. Mówił Syjon: Pan mnie opuścił, Pan o mnie zapomniał. Czyż może niewiasta zapomnieć
o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie. Oto wyryłem cię na obu dłoniach,
twe mury są ustawicznie przede Mną. Śpieszą twoi budowniczowie, a którzy burzyli cię i pustoszyli, odchodzą precz od ciebie. Rzuć okiem dokoła i zobacz:
Wszyscy się zebrali, przyszli do ciebie. Na moje życie! – wyrocznia Pana. Tak, tymi wszystkimi przystroisz się niby klejnotami i jak oblubienica opaszesz się nimi.
Bo twe miejscowości zniszczone i wyludnione i kraj twój pełen zniszczenia, teraz zbyt ciasne będą dla twoich mieszkańców, a twoi niszczyciele odejdą daleko.
Znowu szeptać ci będą na ucho synowie, których byłaś pozbawiona: Zbyt ciasna jest dla mnie ta przestrzeń, daj mi miejsce, bym się mógł rozłożyć.
Wtedy powiesz w swym sercu: Któż mi zrodził tych oto? Byłam bezdzietna, niepłodna, wygnana, w niewolę uprowadzona, więc kto ich wychował?
Oto pozostałam sama, więc skąd się ci wzięli?” Tak mówi Pan Bóg: „Oto skinę ręką na pogan i między ludami podniosę mój sztandar. I odniosą twych synów na rękach,
a córki twoje na barkach przyniosą. I będą królowie twymi żywicielami, a księżniczki ich twoimi mamkami. Twarzą do ziemi pokłon będą ci oddawać i lizać będą kurz z twoich nóg.
Wtedy się przekonasz, że Ja jestem Pan; kto we Mnie pokłada nadzieję, wstydu nie dozna.”
ECHO SŁOWA: Matka św. Andrzeja
Miłosierdzie jest Boskie, wyróżnia Boga jako naszego Ojca. Jego miłość odsłania serce, w którym ojcostwo łączy się silnie z macierzyństwem.
Opisując wielkość Bożego miłosierdzia, nigdy nie wyczerpującego się, prorok odwołał się do miłości matki. Oto co przypomniał w imieniu Boga:
”Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie (Iz 49,15).
Wcieleniem ojcowskiej miłości stał się Jezus – Syn Boży. Jest on jednocześnie Synem Człowieczym – jako Syn Maryi. Ludzka Matka Syna Bożego
objawia w szczególny sposób miłość ukrytą w Bogu. Pośród tylu tytułów, jakimi została obdarzona, wspominamy Ją także jako Matkę Miłosierdzia.
Najbardziej znanym obrazem Maryi pod tym imieniem jest wizerunek z Ostrej Bramy – z Wilna, gdzie wiele lat swego życia spędził św. Andrzej Bobola
po wstąpieniu do litewskiej prowincji zakonu jezuitów. W naszym nabożeństwie do św. Andrzeja warto zacząć od rozważenia jego relacji do Maryi.
Ciągle może zdumiewać fakt, jak mało wiemy o życiu Andrzeja. Niewiele danych mamy też o jego rodzicach. Ojca Mikołaja znamy przynajmniej z imienia,
natomiast imię matki pozostaje dla nas w ukryciu. Jedno z późniejszych świadectw powołuje się na informację od bratanka Andrzeja: według niego rodzice
odznaczali się zacnością życia, przywiązaniem do wiary – w tym duchu wychowali przyszłego świętego. Z pewnością matka nauczyła go zwracać się do Matki
niebieskiej przez odmawianie „Zdrowaś”, ale i o tym niewiele wiemy. Więcej mówią nam informacje o zakonnym życiu Boboli, wskazując najważniejsze etapy jego drogi.
Dane są krótkie i suche, pochodzą bowiem z oficjalnych katalogów, zamieszczających w owych czasach co trzy lata spis zajęć każdego jezuity. Stąd się dowiadujemy,
że wśród zmieniających się zadań – kaznodziejskich, przełożeńskich, wychowawczych – jedno powtarzało się w życiu Andrzeja najczęściej i wiązało się właśnie z Maryją.
Pierwszy ślad tego rodzaju w zakonnym życiu Boboli znajdujemy w 1624 roku, kiedy jako młody kapłan (od 12.III 1622) rozpoczął on pracę w Wilnie
w jezuickiej wspólnocie, która właśnie w tym roku zyskała nową siedzibę przy kościele św. Kazimierza (ukończonym w 1616 r.).
Dnia 1. lutego 1624 r. powstała tu Sodalicja Mariańska mieszczan wileńskich pod wezwaniem Najśw. Maryi Panny Wniebowziętej. Nie wiadomo, czy inicjatywa
pochodziła od Andrzeja, w każdym razie on był pierwszym moderatorem – kierownikiem dzieła. Pozostał nim aż do 1630 roku, kiedy po złożeniu zakonnej profesji
został przeniesiony w inne miejsce. W następnych latach jeszcze kilkakrotnie „moderował” owo dzieło związane z Maryją: najpierw w Płocku (1634-1635),
gdzie sodalicja skupiała uczniów jezuickiego kolegium, następnie znowu w Wilnie (1642) i w Pińsku (1643-1646). Z tego miejsca, do którego Bobola powrócił
w ostatnich latach życia (od 1652 r.) mamy wyraźne świadectwo, że on sam założył Sodalicje Mariańską miejscowych ziemian i przewodniczył pierwszemu
spotkaniu grupy 24. lutego 1646 r. Także w Wilnie, gdzie znowu działał w latach 1646-1652, przez rok (1649) kierował tamtejszą Sodalicją, z którą był od początku związany.
Czy można powiedzieć więcej o działalności Andrzeja pod znakiem Maryi? Na uwagę zasługuje notatka z kroniki kolegium w Pińsku o wzmożonym kulcie Matki Bożej
pod wpływem przemówień kaznodziei. Był nim przypuszczalnie Bobola jako ówczesny moderator miejscowej Sodalicji. Podobną notatkę znajdujemy już wcześniej
w kronice z kolegium w Płocku w 1637 r. Kiedy Bobola wrócił tu na rok, już nie jako moderator, ale prefekt uczniów, wtedy zanotowano szczególne ożywienie
kultu św. Stanisława Kostki. Można przyjąć, że był to wpływ Andrzeja. Wiedział on o młodzieńcu z Rostkowa to, co my wiemy: że miał wielkie nabożeństwo do Maryi,
która sama go zachęciła, by wstąpił do jezuitów. A ponieważ Andrzej przewodniczył wcześniej w Płocku Sodalicji Mariańskiej uczniów, nie omieszkał pewnie wskazać im
św. Stanisława jako przykład osobistego, intymnego nabożeństwa do Matki Bożej.
Uzupełnieniem brakujących szczegółów o maryjnym nabożeństwie Andrzeja może być refleksja o sensie Sodalicji, w której działał. Była to organizacja dla świeckich,
otwartych na duchowość św. Ignacego Loyoli. Działali oni samodzielnie, korzystając jedynie z „moderowania” przez jezuitów, którzy dzielili się z nimi skarbem
ignacjańskich Ćwiczeń Duchowych. W centrum stoi tu Jezus Chrystus, tak istotny dla Ignacego, że nazwał swój zakon Towarzystwem Jezusowym – Societas Jesu.
Do tej nazwy nawiązuje „Sodalitas Mariae”, łacińska nazwa Sodalicji. Przeto jak jezuita jest „socius Jesu”, tak osoba świecka żyjąca duchowością ignacjańską
staje się „sodalis Mariae” – Jej towarzyszem. Obie cechy dopełniają się: towarzysz Jezusa winien stać się jednocześnie towarzyszem Maryi. Taka jest bowiem wola
samego Chrystusa, który z krzyża dał uczniowi Maryję, by wziął Ją do siebie jako Matkę. O tej jedności zaświadczył sam Andrzej w ostatnim, największym dziele
swego życia – w śmierci męczennika. Skąd czerpał moc w znoszeniu nadludzkich mąk? Stąd, że – jak przekazali świadkowie – „wśród jęków wzywał świętych imion
Króla i Królowej Męczenników, Jezusa i Maryi.”
Jezuita – Andrzej Bobola – łączył w sobie postawę towarzysza Jezusa i Maryi, „socius Jesu et sodalis Mariae”. Jak naśladował Jezusa w życiu aż do męczeńskiej
śmierci, tak upodobnił się również do Maryi, zwłaszcza pod jednym względem. Ukryta świętość Andrzeja, rozpoznana dopiero po jego śmierci, może być
oznaką podobieństwa do Matki – Jezusa i jego. Także o życiu Maryi wiemy niewiele, a jej ogromne oddziaływanie stało się widoczne dopiero po śmierci.
Jak gdyby pokorne, ukryte życie było warunkiem, aby dojrzało ziarno, które jedynie przez obumarcie może wydać obfite owoce. Przykład Andrzeja – na wzór Maryi –
pokazuje, że początek Bożego działania jest ukryty, niewidoczny, wymaga cierpliwej wiary, by wzrosnąć i w pełni się objawić, może po latach…
Tak było – dodajmy na koniec – także z obrazem Matki Miłosierdzia w Wilnie. Jego początki wymykają się dokładnej obserwacji. Dzisiaj historycy przyjmują,
że sam obraz powstał krótko po roku 1624, bo wtedy został namalowany – przez tego samego malarza – bardzo podobny wizerunek w krakowskim kościele
Bożego Ciała. Zatem obraz mógł się pojawić w Wilnie w czasie, kiedy św. Andrzej zaczynał swoją posługę w tamtejszej Sodalicji Mariańskiej. Historycy zauważają dalej,
że świadectwo o cudownych obrazach na Litwie z 1650 roku nie wymienia jeszcze obrazu Ostrobramskiej. Może to świadczyć nie o braku obrazu, lecz o tym,
że jego łaska nie została jeszcze odkryta. Czy rozpoznał ją Andrzej, zamieszkujący w domu jezuickim o kilka kroków od Ostrej Bramy? Pierwsze świadectwo łaski wileńskiej
Matki Miłosierdzia pochodzi dopiero z 1663 roku, zatem po śmierci Świętego. W każdym razie dzisiaj mamy prawo łączyć Andrzeja z obrazem Maryi z Wilna,
miasta, w którym Bobola spędził najwięcej lat swego zakonnego życia.
Święty zachęca nas, byśmy otworzyli się na Boże Miłosierdzie, którego znakiem jest Maryja – Matka Miłosierdzia. Jej imię towarzyszyło Boboli aż do śmierci,
zgodnie z modlitwą zanoszona do Niej, by modliła się za nami „teraz i w godzinę śmierci naszej”. Obraz wileński przedstawia Maryję w postawie modlitwy – jak przyjmuje
słowo Boże w anielskim zwiastowaniu. Syn jest jeszcze niewidoczny, dopiero dzięki Niej objawi się jako wcielony Syn Boży. Jego Matka pomaga i nam,
kiedy bierzemy Ją do siebie. Jest nieustającą pomocą w rodzeniu się Jezusa w naszym życiu. Przez Nią wzrasta i owocuje w nas Ten, o którym mówimy w modlitwie do Niej
błogosławiony owoc żywota Twojego – Jezus”. Otwórzmy się na ten Owoc – Jej i naszego życia – jeszcze pełniej „teraz i w godzinę śmierci naszej. Amen”.
(za: Jacek Bolewski SJ, Wacław Oszajca SJ, Rok u boku św. Andrzeja Boboli, Wydawnictwo WAM 1999, str.25-30).