16 GRUDNIA 2024 r.
SŁOWO BOŻE: EF 2, 4-22; EF3, 14-21
Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek
występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia. Łaską bowiem jesteście zbawieni. Razem też wskrzesił
i razem posadził na wyżynach niebieskich – w Chrystusie Jezusie, aby w nadchodzących wiekach przemożne
bogactwo Jego łaski wykazać na przykładzie dobroci względem nas, w Chrystusie Jezusie.
Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga: nie z uczynków,
aby się nikt nie chlubił. Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili.
Dlatego pamiętajcie, że niegdyś wy – poganie co do ciała, zwani “nieobrzezaniem” przez tych, którzy zowią się “obrzezaniem” od znaku dokonanego ręką na ciele
– w owym czasie byliście poza Chrystusem, obcy względem społeczności Izraela i bez udziału w przymierzach obietnicy, nie mający nadziei ani Boga na tym świecie.
Ale teraz w Chrystusie Jezusie wy, którzy niegdyś byliście daleko, staliście się bliscy przez krew Chrystusa. On bowiem jest naszym pokojem. On, który obie części
[ludzkości] uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur – wrogość. W swym ciele pozbawił On mocy Prawo przykazań, wyrażone w zarządzeniach,aby z dwóch [rodzajów ludzi] stworzyć w sobie jednego nowego człowieka, wprowadzając pokój, i [w ten sposób] jednych, jak i drugich znów pojednać z Bogiem
w jednym Ciele przez krzyż, w sobie zadawszy śmierć wrogości. A przyszedłszy zwiastował pokój wam, którzyście daleko, i pokój tym, którzy blisko, bo przez Niego
jedni i drudzy w jednym Duchu mamy przystęp do Ojca. A więc nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga
– zbudowani na fundamencie apostołów i proroków, gdzie kamieniem węgielnym jest sam Chrystus Jezus. W Nim zespalana cała budowla rośnie na świętą w Panu
świątynię, w Nim i wy także wznosicie się we wspólnym budowaniu, by stanowić mieszkanie Boga przez Ducha.(…) Dlatego zginam kolana moje przed Ojcem, od którego
bierze nazwę wszelki ród na niebie i na ziemi, aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka. Niech
Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach; abyście w miłości wkorzenieni i ugruntowani, wraz ze wszystkimi świętymi zdołali ogarnąć duchem, czym jest
Szerokość, Długość, Wysokość i Głębokość, i poznać miłość Chrystusa, przewyższającą wszelką wiedzę, abyście zostali napełnieni całą Pełnią Bożą. Temu zaś, który mocą
działającą w nas może uczynić nieskończenie więcej, niż prosimy czy rozumiemy, Jemu chwała w Kościele i w Chrystusie Jezusie po wszystkie pokolenia wieku wieków!
Amen.
ECHO SŁOWA: Ojczyzna Świętego
„Dlatego zginam kolana moje przed Ojcem, od którego bierze nazwę wszelkie ojcostwo na niebie i ziemi” (Ef 3, 14). Tak należy przełożyć dosłownie wypowiedź Apostoła,
który łączy prawdę o Bogu jako Ojcu (pater) z naszym ludzkim „ojcostwem” (patria) albo „rodem” jako pochodzeniem od wspólnych przodków. W języku polskim jest
więcej wyrażeń, odwołujących się do postaci ojca: najpierw „ojcowizna”, związana z dziedziczeniem własności, dalej „ojczyzna”, czyli dziedzictwo całych pokoleń ojców,
złączonych wspólnym dobrem języka, religii, kultury. To wszystko ma nas przybliżać na ziemi do nieba, naszej prawdziwej ojczyzny, do „Ojca, który jest w niebie”.
Jak Apostoł w innym miejscu przypomniał: „Nasza bowiem ojczyzna jest w niebie. Stamtąd też jako Zbawcy wyczekujemy Pana naszego Jezusa Chrystusa” (Flp 3, 20).
W oczekiwaniu na Przyjście – Adwent – Jezusa Chrystusa przyświeca nam przykład św. Andrzeja. Rozważaliśmy już o Matce Świętego, nie tej ziemskiej,
o której nic nie wiemy, lecz o jego niebieskiej Matce Miłosierdzia. Maryja w swym macierzyństwie jest obrazem ojcostwa Boga, „bogatego w miłosierdzie” (Ef 2, 4).
Jak Andrzej otwierał się na to misterium? Także o jego ojcu nie wiemy wiele, choć znamy przynajmniej imię – Mikołaja. Więcej możemy powiedzieć o relacji
Świętego do dziedzictwa jego przodków, a więc do ojczyzny. Z pewnością sprawy ojczyzny leżały mu na sercu, skoro – ja to jeszcze przypomnimy – nie tylko jej
pomagał w krytycznych momentach, ale też pragnie być patronem Polski. Jednak Andrzejowa relacja wobec ojczystego, ojczyźnianego dobra nie była tak prosta,
jak moglibyśmy sądzić. Ojczyzna zaczyna się dla człowieka w miejscu, w którym przychodzi na świat. Ostatnio dopiero, po wcześniejszych wątpliwościach,
można zgodzić się co do tego, że Andrzej urodził się w Strachocinie koło Sanoka. On sam pozostawi po sobie świadectwo, spisane własnoręcznie w momencie
wstępowania do zakonu, gdzie zaczął od słów: „Ja Andrzej Bobola, Małopolanin (minor Polonus)”. Ale Małopolska nie jest mała…, zatem określenie Świętego
otwierało więcej możliwości, z których obecnie właśnie Strachocina zasługuje na pierwszeństwo. W każdym razie Andrzej wcześnie opuścił rodzinne miejsce,
najbardziej ojczyste, najpierw po to, by uczyć się w jezuickim kolegium w Braniewie, później – aby związać z jezuitami całe swoje życie. Zdumiewa fakt
jego wstąpienia do litewskiej, a nie polskiej prowincji Towarzystwa Jezusowego. Niektórzy biografowie wyciągali stąd wniosek, że Andrzej był uczniem kolegium
w Wilnie, dlatego tutaj przyszło mu „łatwiej” pozostać… A jednak prawda była inna, może prostsza.
Przyszły święty sam podjął swoją decyzję i później zdecydowanie jej bronił. Wiemy z dokumentów, że jego rodzina starała się o przeniesienie swego członka
do prowincji polskiej. Zachowała się odpowiedź generała Zakonu z uroczystości św. Ignacego, 31. VII 1621, niecały rok przed święceniami kapłańskimi Andrzeja.
W liście skierowanym do przedstawiciela rodziny przełożony generalny oznajmiał: Uznając zasługi Bobolów dla Zakonu „nie mogłem ani przez chwilę wahać się
z decyzją w tej sprawie, o jaką mnie proszono. Dlatego natychmiast… napisałem do prowincjała litewskiego, ażeby, o ile temu nie stoi na przeszkodzie jakiś bardzo
poważny powód, czego nie przypuszczam, bezzwłocznie, jak tylko będzie mógł najprędzej, wysłał brata naszego Andrzeja Bobolę do prowincji polskiej”. A jednak
Święty pozostał w prowincji litewskiej do końca życia. Musiał istotnie pojawić się „bardzo ważny powód”; przypuszczalnie było to przekonanie samego Andrzeja,
że jego miejsce jest w nowej ojczyźnie, którą sam wybrał wstępując do Zakonu. Może pamiętał o słowach Jezusa, Patrona Towarzystwa: „Zaprawdę, powiadam wam:
żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie (Łk 4, 24)?
Z pewnością Andrzej nie szukał „miłego” przyjęcia przez tych, do których Jezus go pośle. Przez przełożonych zakonnych otrzymywał zadania do spełnienia
w różnych miejscach swej litewskiej prowincji, także na ziemiach polskich, jak w Płocku, Warszawie, Łomży. Jednak najdłużej działała poza naszymi dzisiejszymi
granicami – w Wilnie, Piński, na Polesiu. Także po śmierci jego kult zaczął się i rozwijał najpierw na kresach – w Pińsku, Połocku. Kiedy w końcu relikwie Boboli
trafiły do Rzymu, gdzie pozostały aż do kanonizacji w 1938 roku, stawiano sobie pytanie, w którym miejscu należy je ostatecznie umieścić. Wielu wskazywało
na Pińsk albo Janów Poleski, upamiętnione przez męczeństwo Świętego. Jednak sprawę rozstrzygnął ówczesny papież Pius XI, uznając, że miejsce relikwii
jest w stolicy odrodzonej Polski. Dzięki Bogu, możemy dodać, gdyż niebawem nasze kresy znalazły się w rękach sowieckich i dopiero w ostatnich latach osiągnęły
nową niepodległość. Andrzej nie związał się na ziemi z jedną jedynie ojczyzną. Pozostał wierny swojej ojczystej mowie, jednak apostołując na Polesiu,
wśród prostych ludzi, z pewnością używał języka, który i dla nich był zrozumiały… Stał się – za wzorem Apostoła Pawła – „wszystkim dla wszystkich, żeby w ogóle
ocalić przynajmniej niektórych” (1Kor, 9, 22). Ocalić – czyli całkowicie, w imię Jezusa, zwrócić ku Bogu, niebieskiemu Ojcu, który wyczekuje nas
w ojczyźnie wiecznej, ponad wszelkimi ziemskimi granicami.
Znakiem tej nowej, ostatecznej ojczyzny może być dla nas Kościół jako społeczność uniwersalna, powszechna, jednocząca w Chrystusie ludzi różnych narodów
i języków. Apostoł przypomniał nam, z myślą o tej wspólnocie: „nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych”. Właśnie w Kościele
należymy już teraz do tej ojczyzny, której obywatelem, i to honorowym, jest św. Andrzej. Oryginalne słowa Pawła kryją w sobie jeszcze więcej. Przypominając nam,
że nie jesteśmy już „przychodniami”, Apostoł używa greckiego słowa „paroikos”. Oznacza to kogoś pozbawionego ojczyzny, choć zarazem cieszącego się w danym
państwie pewnymi prawami. Od tego pojęcia pochodzi nasze słowo „parafia”. Chodzi o to, że jako chrześcijanie jesteśmy na ziemie tylko „przychodniami”,
nie mającymi stałego miejsca, bo naszą prawdziwą ojczyzną jest królestwo niebieskie. Jednak nie oznacza to oderwania się od ziemi. W języku św. Pawła trzeba
powiedzieć, że jako chrześcijanie nie jesteśmy już „parafianami”, czyli „przychodniami” bez ojczyzny, ale jesteśmy „współobywatelami świętych i domownikami Boga”.
Taki jest zatem sens naszej wspólnoty parafialnej pod znakiem św. Andrzeja Boboli. Możemy tu się poczuć jak w domu Ojca, prawdziwej ojczyźnie, której
współobywatelami są święci, wspierający nas modlitwą i przykładem. Andrzej wskazuje nam drogę przez to, że pragnie być patronem nie tylko parafii, ale całej ojczyzny.
W ten sposób otwiera nas na więcej, uczy współodpowiedzialności za sprawy bliskie samemu wcielonemu Bogu, dla którego „nic co ludzkie – nie jest obce”.
Modląc się o patronat Andrzeja nad ojczyzną, pamiętamy zarazem o narodach, którym i on oddał swoje apostolskie życie. Nasze serce dzięki modlitwie ma
coraz pełniej się otwierać. A nasz Ojciec w niebie, od którego bierze nazwę wszelkie ojcostwo także na ziemi, przyciąga nas do swojej ojczyzny, w której On sam
będzie nam patronował stając się „wszystkim we wszystkich” (1Kor 15, 29).
(za: Jacek Bolewski SJ, Wacław Oszajca SJ, Rok u boku św. Andrzeja Boboli, Wydawnictwo WAM 1999, str.31-36).