Autorka: Marta Chrzan
16 KWIETNIA
SŁOWO BOŻE: Ef 1, 1-19
Paweł, z woli Bożej apostoł Chrystusa Jezusa – do świętych, którzy są <w Efezie>, i do wiernych w Chrystusie Jezusie: Łaska wam i pokój
od Boga Ojca naszego i od Pana Jezusa Chrystusa! Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa; który napełnił
nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich – w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata,
abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa,
według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym. W Nim mamy odkupienie przez Jego
krew – odpuszczenie występków, według bogactwa Jego łaski. Szczodrze ją na nas wylał w postaci wszelkiej mądrości i zrozumienia, przez to,
że nam oznajmił tajemnicę swej woli według swego postanowienia, które przedtem w Nim powziął dla dokonania pełni czasów, aby wszystko
na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie: to, co w niebiosach, i to, co na ziemi. W Nim dostąpiliśmy udziału my również, z góry
przeznaczeni zamiarem Tego, który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli po to, byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu – my,
którzyśmy już przedtem nadzieję złożyli w Chrystusie. W Nim także i wy usłyszeliście słowo prawdy, Dobrą Nowinę o waszym zbawieniu.
W Nim również uwierzyliście i zostaliście naznaczeni pieczęcią Ducha Świętego, który był obiecany. On jest zadatkiem naszego dziedzictwa
w oczekiwaniu na odkupienie, które nas uczyni własnością [Boga], ku chwale Jego majestatu. Przeto i ja, usłyszawszy o waszej wierze
w Pana Jezusa i o miłości względem wszystkich świętych, nie zaprzestaję dziękczynienia, wspominając was w moich modlitwach. [Proszę w nich],
aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznaniu Jego samego. [Niech da]
wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych
i czym przemożny ogrom Jego mocy względem nas wierzących – na podstawie działania Jego potęgi i siły.
ECHO SŁOWA: „Bądźcie świętymi…”:
Do kogo zostało skierowane słowo Boże, które słyszeliśmy? Jeśli słuchaliśmy uważnie, to może pamiętamy początek: „Paweł, z woli Bożej
apostoł Chrystusa Jezusa – do świętych”… A zatem adresatami są święci! Z innych listów Apostoła wynika, że nazywa on w ten sposób wszystkich
chrześcijan – przez chrzest bowiem otrzymali, my także otrzymaliśmy, Ducha Świętego, moc Chrystusowej łaski, która nas uświęca. Zresztą
dalszy ciąg Listu do Efezjan jeszcze wyraźniej o tym przypomina: Bóg Ojciec w Chrystusie „wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci
i niepokalani przed Jego obliczem”. Jako chrześcijanie jesteśmy powołani do świętości, danej nam przez chrzest i zadanej do rozwijania w całym
życiu. Dlatego Paweł modli się dalej, aby Bóg dał „wam światłe oczy serca tak, byście widzieli, czym jest nadzieja waszego powołania”.
Czym jest ta nadzieja? Właśnie odkryciem i rozwinięciem tego, co już otrzymaliśmy – naszego początku w Bogu, w którym kryje się powołanie
do świętości.
To powołanie było znane już w Starym Testamencie. W Księdze Kapłańskiej „Pan powiedział do Mojżesza: ‘Mów do całej społeczności
Izraelitów i powiedz im: Bądźcie świętymi, bo ja jestem święty, Pan, Bóg wasz !” (Kpł 19, 1n). A wcześniej, w Księdze Wyjścia, Bóg oznajmia
ludowi: „będziecie Mi królestwem kapłanów i ludem świętym” (Wj 19,6). Aktualność Słowa Bożego poświadcza Nowy Testament, który
kilkakrotnie je cytuje, przypominając chrześcijanom o ich świętości (1P 2, Ap 1, 6;5, 10; 20,6). Jednak istotna jest nowość – wszak idzie
o Nowe Przymierze, w którym świętość Boga jako najważniejsze ludzkie powołanie objawia się w Jezusie – Bogu -Człowieku. W jedności
z Chrystusem nie tylko będziemy czy dopiero staniemy się święci, ale już nimi jesteśmy. To jedynie początek, ale właśnie w nim i z nim dana
jest nam moc, od której zależy także cała reszta. W tym sensie można powiedzieć: Chrześcijaninie, stań się tym, kim jesteś – w danym ci
początku świętości. Stań się prawdziwie na obraz Boga, który jest twoją najgłębszą tożsamością, sensem twego życia. Stań się święty,
bo w ukryciu, w którym Bóg ogląda twój początek otrzymany od niego, obecnie już JESTEŚ święty.
Jak może się to dokonać, dopełnić w naszym życiu? Prawdziwa świętość nie rzuca się w oczy, pozostaje często w ukryciu. Jej istotą
jest bowiem pokora, postawa dziecka Bożego, jakby ciągłego początkowania – bycia w początku, pochodzącym od samego Boga, który jest
– w ukryciu… O pewnej niemieckiej świętej (błog. Marii Katarzynie Kasper +1898) i dziele jej życia powiedziano: „Tak mały był początek.
Istotne było to, że wiedziała ona, jak pozostać małą” (W. Nigg). Tym, co uderzało późniejszych biografów, była wielka zwyczajność owej świętej:
„Nie można jej przypisać żadnych nadzwyczajnych właściwości… Ale jedno jest nadzwyczajne, to co stanowi kamień węgielny świętości:
Związanie z Bogiem, odwrócenie się od własnego ja, wierność i sumienność w najprostszych sprawach. To nie da się opisać” (I.F. Gorres).
Tak można sobie wyobrazić i świętość Maryi – w takiej prostocie, że potrzebne były „światłe oczy serca”, by ją dostrzec. Jak u dziewcząt,
które Niepokalana Dziewica nawiedzała – tak niepozornych w swoim ubóstwie i prostocie, że zdumiewało to wielkich „tego świata”,
którzy szukali świętości – w nadzwyczajności…
Nie inaczej było z Andrzejem Bobolą. Dopiero wiele lat po śmierci została rozpoznana jego nadzwyczajność, wcześniej ukryta
w zwyczajnym życiu zakonnika – jezuity. Znowu możemy tu dostrzec istotny rys idei św. Ignacego, założyciela zakonu, z którym Andrzej
związał od młodości swoją drogę. Loyola lubił określać Towarzystwo Jezusowe jako „najmniejsze towarzystwo” (minima societas).
W tym określeniu przechowuje się pamięć o początku zakonu, który był niepozorny, jednoczący z Jezusem nieliczną grupkę „przyjaciół w Panu”.
Jednak właśnie w tym początku – tak wielkiej jedności z Chrystusem i ze współbraćmi – kryła się cała wielkość i dynamizm apostolski zakonu,
później o wiele bardziej widoczne w licznych jego dziełach. I jeśli w dziejach Towarzystwa Jezusowego pojawiały się trudności, prowadzące nawet
do przejściowej kasaty zakonu, to przynajmniej w części wiązały się one z tym, że Towarzystwo przestało być „najmniejsze”, stało się wielkie nazbyt
po ludzku, jakby zapominając o małości swego początku. Tak, zakon wydał wielu świętych, ale wielkość ich uznawano dopiero po śmierci,
bo za życia wydawali się mali, niewidoczni.
Jest oczywiście głębsza prawidłowość w tym, że święci dają się najpełniej rozpoznać po zejściu z „tego świata”. Wtedy po prostu jednoczą się
ostatecznie z Bogiem, po trzykroć Świętym i źródłem wszelkiej świętości. Odtąd mogą uczynić dla pozostających na ziemi jeszcze więcej. Także
pod tym względem naśladują swego Mistrza, Jezusa, który powracając do Ojca zapewniał uczniów: „Pożyteczne jest dla was moje odejście” (J 16,7),
dodając: „Gdybyście mnie miłowali, rozradowalibyście się, że idę do Ojca, bo Ojciec większy jest ode mnie” (J 14,28). Dlatego właśnie dzięki
jedności z Jezusem, przebywającym u Ojca, także święci dokonują jeszcze większych dzieł od tych, jakich dokonywali wcześniej na ziemi.
Wystarczy wierzyć w ich wstawiennictwo i otwierać się na pomoc, której dzięki swej jedności z Bogiem obficie mogą udzielać.
Tak było również po zejściu Andrzeja ze świata. Świadczył pomoc tym, którzy pielgrzymowali do jego relikwii, pamiętało o nim w swych
modlitwach. Długa była droga do jego beatyfikacji, wydłużona dodatkowo przez okres kasaty zakonu, także przez utraconą niepodległość Polski.
Gdy wreszcie po bez mała 200 latach od śmierci, 30.X 1853, Bobola został ogłoszony błogosławionym, jego kult upowszechnił się w różnych
krajach dzięki jezuitom, którzy po odrodzeniu zakonu przypominali też o przepowiedni Andrzeja dotyczącej odrodzenia ojczyzny. Nic dziwnego,
że po wypełnieniu się przepowiedni – po I wojnie światowej – kult błogosławionego świadka dalej się wzmocnił, owocując w jego kanonizacji,
17.IV1938. Owego dnia w Rzymie zgromadziło się wielu Polaków, ponad 8 tysięcy, a w bazylice św. Piotra po raz pierwszy rozbrzmiało uroczyste:
„Boże, coś Polskę…”, zwieńczone gorącą prośbą: „Ojczyznę wolną pobłogosław, Panie”…
To błogosławieństwo Boże przyszło w następnych latach w trudnej postaci – wojny, ponownej utraty niepodległości. Jeszcze do tego wrócimy,
rozważając ostatni człon przepowiedni św. Andrzeja, że będzie patronem Polski. Wspomnijmy najpierw o pierwszym i najważniejszym owocu
jego kanonizacji. Samo pojęcie, dość niezwykłe, daje wskazówkę, bo wśród pierwotnych znaczeń „kanonu” w starożytności chodziło też o spis postaci,
uważanych za wzorcowe. Zatem „kanonizacja” w Kościele przypomina o tym, że wzorcowymi postaciami są w chrześcijaństwie właśnie święci,
którzy w pełni zrealizowali nasze wspólne powołanie w Chrystusie, byśmy byli „święci i niepokalani”. Każdy święty, kanonizowany przez Kościół,
ukazuje szczególny, niepowtarzalny wymiar ostatecznie jednej, Bożej świętości, która pragnie przyjąć tyle postaci, ile jest obrazów Boga w świecie –
tyle w końcu, jak wielu jest ludzi. Jednak u wielu Boża świętość ukrywa się. Przeszkodą może być grzech i ludzka słabość. Ale przykład Andrzeja
przekonuje nas, że również na mało widocznej, ukrytej drodze świętość może się rozwijać. Uwierzmy, że to jest możliwe także w naszym życiu.
Wezwanie Boga „Bądźcie świętymi” pozostaje aktualne, bo w naszym początku, który od Niego pochodzi, już nimi JESTEŚMY!
(Za: Jacek Bolewski SJ, Wacław Oszajca SJ, Rok u boku św. Andrzeja Boboli, Wydawnictwo WAM 1999, str. 55-60).