16 PAŹDZIERNIKA
SŁOWO BOŻE: Rz 8, 9 – 30
Wy jednak nie żyjecie według ciała, lecz według Ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka. Jeżeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy.
Jeżeli natomiast Chrystus w was mieszka, ciało wprawdzie podlega śmierci ze względu na [skutki] grzechu duch jednak posiada życie na skutek usprawiedliwienia.
A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą
mieszkającego w was swego Ducha. Jesteśmy więc, bracia, dłużnikami, ale nie ciała, byśmy żyć mieli według ciała. Bo jeżeli będziecie żyli według ciała, czeka was śmierć.
Jeżeli zaś przy pomocy Ducha uśmiercać będziecie popędy ciała – będziecie żyli. Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi. Nie otrzymaliście
przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: «Abba, Ojcze!» Sam Duch wspiera
swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa,
skoro wspólnie z Nim cierpimy po to, by też wspólnie mieć udział w chwale. Sądzę bowiem, że cierpień teraźniejszych nie można stawiać na równi z chwałą,
która ma się w nas objawić. Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności – nie z własnej chęci,
ale ze względu na Tego, który je poddał – w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych.
Wiemy przecież, że całe stworzenie aż dotąd jęczy i wzdycha w bólach rodzenia. Lecz nie tylko ono, ale i my sami, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha,
i my również całą istotą swoją wzdychamy, oczekując – odkupienia naszego ciała. W nadziei bowiem już jesteśmy zbawieni. Nadzieja zaś, której [spełnienie już się] ogląda,
nie jest nadzieją, bo jak można się jeszcze spodziewać tego, co się już ogląda? Jeżeli jednak, nie oglądając, spodziewamy się czegoś, to z wytrwałością tego oczekujemy.
Podobnie także Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których
nie można wyrazić słowami. Ten zaś, który przenika serca, zna zamiar Ducha, [wie], że przyczynia się za świętymi zgodnie z wolą Bożą. Wiemy też, że Bóg z tymi,
którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamiaru. Albowiem tych, których od wieków poznał,
tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi. Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał,
a których powołał – tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił – tych też obdarzył chwałą.
ECHO SŁOWA: Odnowa przez modlitwę
„Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra”… Tak mówi św. Paweł. Apostoł z pewnością miłował Boga i dlatego w każdej sytuacji
mógł doświadczyć Jego współdziałania. My natomiast nie mamy tej pewności, bo nasze grzechy poświadczają raczej brak miłości Boga w naszym życiu. To prawda,
nasza miłość do Boga jest niepełna. Jednak istotna jest Jego miłość do nas, pełna, bez granic, obejmująca również naszą grzeszność. Od tego może się zacząć odnowa
naszego życia: nie od użalania się na własną słabość, ale od uznania, że już obecnie, w głębi naszej słabości, współdziała z nami Bóg, ogarniający nas Duchem swojej
miłości. Jak słyszeliśmy: „Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach,
których nie można wyrazić słowami”.
Tu stajemy w obliczu paradoksu. Czy można wyrazić słowami – niewysłowione? Duch, który nieustannie w nas działa, podtrzymuje nasze życie – jest ożywczym
tchnieniem, obecnym także wtedy, gdy milczymy. Nie daje się On do końca wysłowić, a jednak Apostoł próbuje wyrazić niewysłowione błaganie Ducha słowem:
„Abba, Ojcze”… Pamiętamy, że to samo wezwanie ożywiało modlitwę Jezusa, zjednoczonego z Ojcem jako Syn – o czym świadczy właśnie Duch Święty. Podobne
jest świadectwo Ducha w naszej modlitwie. Dlatego św. Paweł mówi o duchu synostwa, w którym uznajemy Boga jako naszego Ojca, dodając: „Sam Duch wspiera
swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi”. Gdy zatem nie potrafimy się modlić, mamy zacząć od otwarcia się na Ducha, którego już otrzymaliśmy,
by jego mocą rozpoznać: Boga jako miłującego Ojca, Jezusa jako Jego umiłowanego Syna, samych siebie zaś jako dzieci Boże, braci i siostry Jezusa. Modlitwa rozpoczęta
w takiej postawie będzie dalej się rozwijała, ożywiając – odnawiając nasze życie i działanie.
Jakże się to stanie? W odpowiedzi na to pytanie Maryja posłyszała o Duchu Świętym, który na Nią zstąpi. Także w nas istotnie się liczy Jego działanie, jakby przedłużające
dzieło Wcielenia w naszym życiu. Początek modlitwy w Duchu Świętym – „Ojcze” – znajduje przedłużenie w modlitwie, której nauczył nas Jezus – w modlitwie Pańskiej.
A Maryja wskazuje niejako dopełnienie tej modlitwy, zachęcając nas do różańca. Tutaj do wezwania „Ojcze nasz” dołączamy słowa Bożego pozdrowienia, skierowanego
do Maryi, by za jej wstawiennictwem otworzyć się na modlitwę, towarzysząca nam „teraz i w godzinę śmierci naszej”, czyli przez całe życie. To nie przypadek, że tak często
Matka Boża wzywa Kościół – nas wszystkich – do modlitwy różańcowej. Dzięki niej bowiem może się dopełniać dzieło Ducha Świętego w Kościele – przez otwieranie
nas na miłość Ojca i Syna, byśmy jako dzieci Boże – wsparci nieustająca pomocą naszej Matki – świadczyli całemu światu, że w Jezusie sam Bóg umiłował nas do końca,
by pozostać z nami „przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20).
Maryjna modlitwa wskazuje nam drogę, która właśnie od Niej się zaczęła. Jej „Fiat” – „Niech mi się stanie według Twego słowa” – było możliwe dzięki modlitwie,
która jest nie tylko mówieniem DO Boga, ale przede wszystkim odpowiedzią na JEGO słowo do nas. Dlatego w modlitwie ważne jest słuchanie – przyjęcie Bożego słowa
tak całkowicie, że faktycznie może się ono wypełnić i wcielić w ludzkim życiu. Liczy się też „jednomyślność”, o której mówi kolejne biblijne świadectwo Maryjnej modlitwy:
na początku Kościoła, kiedy pierwotna wspólnota trwała „jednomyślnie na modlitwie” razem z Maryją (Dz 1, 14). Ta jednomyślność oznaczała jakby rozszerzenie na całą
wspólnotę postawy, która już wcześniej przyjęła Matka Jezusa. Duch Święty, przyjęty przez Maryję we Wcieleniu, stał się odtąd udziałem wszystkich wierzących.
Ich jedność – wyrażająca się z początku w modlitwie – coraz bardziej się rozwijała. Jak poświadczają dalej Dzieje Apostolskie, już po Zesłaniu Ducha Świętego: „jeden
duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących (Dz 4, 32). Wprawdzie biblijne świadectwo nie mówi tu więcej o Maryi, ale dzieje Kościoła, zwłaszcza w ostatnich
wiekach, ukazują wyraźnie, jak bardzo Matka Kościoła działa dla dobra swoich dzieci – także tych, które nadal Jej nie przyjmują.
Potrzebna jest nam odnowa – przez modlitwę. Razem z Maryją mamy się otwierać na Ducha Świętego, którego działanie odnawia nas od wewnątrz – ożywiając naszą
jedność: z Bogiem i sobą. W tym kierunku zwraca naszą uwagę także św. Andrzej Bobola. Jako męczennik jedności pragnie być obecnie jej świadkiem i patronem.
Jego świadectwo stało się najbardziej znane w męczeńskiej śmierci, tak okrutnej, że zdaniem wielu trudno znaleźć podobny przykład w całych dziejach chrześcijaństwa.
Rzeczywiście, jak gdyby z woli Bożej zmaltretowane ciało Andrzeja miało być szczególnym znakiem umęczonego Ciała Chrystusa, rozdzieranego brakiem jedności
w Kościele. Jednak od zewnętrznych oznak męczeńskiej śmierci Boboli ważniejsze jest świadectwo jego wewnętrznej postawy w ostatniej godzinie, kiedy –
jak przypomnieli świadkowie – „wśród jęków wzywał świętych imion Króla i Królowej Męczenników, Jezusa i Maryi.” W tym ostatnim świadectwie dopełnia się inne,
najwcześniejsze, choć odkryte dopiero niedawno. Bo nie tylko koniec, ale także początek Andrzejowego świadectwa wiąże się z Maryją.
Tak, najstarsze dokumentalne świadectwo z życia św. Andrzeja zostało znalezione najpóźniej… Odkryto je … w Szwecji, w archiwum jezuickiego kolegium z Braniewa,
zrabowanego podczas jednego ze szwedzkich najazdów. Aż do dzisiaj są tu przechowywane katalogi uczniów kolegium i sodalicji mariańskich, w których odnaleziono
także ślad św. Andrzeja. Z tego świadectwa wynika, że Bobola jako uczeń trzeciej klasy gimnazjum w Braniewie został przyjęty do sodalicji 8. XII 1608 r. i brał czynny
udział w jej pracach. A zatem jako 17-letni młodzieniec złożył ślubowanie, które warto przytoczyć w całości:
„Święta Mario, Matko Boża i Dziewico! Ja, Andrzej Bobola, obieram sobie dzisiaj Ciebie za Patronkę i Orędowniczkę, i mocno postanawiam, że nigdy Cię nie opuszczę
nie będę mówił ani czynił czegokolwiek przeciw Tobie, i nie pozwolę, by ktokolwiek z moich podwładnych występował w jakikolwiek sposób przeciw Twej czci. Błagam
Cię zatem, przyjmij mnie na zawsze za swego sługę, bądź przy mnie we wszystkich moich czynnościach i nie opuść mnie w godzinę śmierci. Amen”.
Możemy przyjąć, że maryjna modlitwa stanowiła początek w życiu Świętego, którego rozwój odbywał się pod tym oto znakiem – Niepokalanego Poczęcia. W tajemnicy
Maryi kryje się droga jedności: Jej źródłem jest Ojciec, który w swoim Synu „wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i niepokalani”. Bóg dokonał
tego wyboru już od początku, choć objawił go w świecie później – „dla dokonania pełni czasów, aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie” (Ef 1, 3n,10).
Tak, odnowa dokona się w zjednoczeniu wszystkiego – tym pewniej, im bardziej otworzymy się na jedność, o którą modli się dla nas – w ślad za Jezusem – Andrzej Bobola.
Niech modlitwa pod jego patronatem odnowi nas – aż do końca.
(Za: Jacek Bolewski SJ, Wacław Oszajca SJ, Rok u boku św. Andrzeja Boboli, Wydawnictwo WAM 1999, str. 91- 96).