Na rok przed wybuchem II wojny światowej Ostrów przeżywał podniosłą uroczystość powitania relikwii św. Andrzeja Boboli. Potem przez prawie 80 lat ich los był nieznany. Aż w końcu odnalazły się w… piwnicy jednego z budynków przy ulicy Wrocławskiej.
Andrzej Bobola urodził się 30 listopada 1591 roku w Strachocinie koło Sanoka. W wieku 20 lat wstąpił do zakonu jezuitów. Pracował jako kaznodzieja na terenach wschodniej Rzeczypospolitej, gdzie dominowało prawosławie. Dążył do pojednania wyznań, za co spotkał go straszliwy los (…).
Zapomniano o nim na kilkadziesiąt lat, aż w 1702 roku ukazał się rektorowi miejscowego kolegium i nakazał odnaleźć swe ciało. Okazało się, że zachowało się w dobrym stanie. Wieść o tym szybko rozeszła się po Kresach. Sława nadzwyczajnych łask i uzdrowień przyczyniła się do rozpoczęcia starań o beatyfikację męczennika. Stało się to dopiero w roku 1853. Zmumifikowane naturalnie zwłoki Boboli przez długie lata otaczane były czcią w kościele w Połocku.
W 1922 roku wykradli je bolszewiccy agenci i przewieźli do Instytutu Higieny w Moskwie. Nie pomogły interwencje rządu polskiego. Sowieci zgodzili się je wydać Watykanowi dopiero w obliczu klęski głodu, w zamian za zboże. 17 kwietnia 1938 roku Bobola został wyniesiony na ołtarze przez papieża Piusa XI. Kilka tygodni później ciało męczennika udało się w podróż z Rzymu do Warszawy. Umieszczone było w srebrnej trumnie, w specjalnym wagonie – kaplicy. Pociąg wjechał w granice Polski 11 czerwca 1938 roku w Zebrzydowicach. Na wszystkich stacjach gromadzili się rozradowani wierni. Pociąg specjalnie zwalniał, aby zebrane tłumy mogły pokłonić się świętemu.
Ostrów dostąpił wyjątkowego zaszczytu dwukrotnego przyjmowania pociągu. Pierwsza wizyta rozpoczęła się 13 czerwca o godzinie 17.41. Orkiestra 60. Pułku Piechoty odegrała hymn narodowy, a Kompania Honorowa prezentowała broń. Cały dworzec był wypełniony wiernymi, jednak na drugi peron, gdzie zatrzymał się pociąg, wejść mogły tylko duchowieństwo, wojsko, delegacje władz i poczty sztandarowe.
,,Gdy otwarto wagon – kaplicę na widok cudownych relikwij zakołysały się tłumy i zrobił się niebywały ścisk. Każdy chciał być jak najbliżej trumny. Jedyny zaprawdę był to widok, którego przeżyć nie jest dane każdemu” – relacjonował Orędownik Ostrowski.
Po krótkiej modlitwie i odśpiewaniu „Boże coś Polskę” pociąg o 17.50 ruszył dalej do Poznania. Tam uroczystości i modlitwy trwały przez trzy dni. 17 czerwca rano pociąg wyruszył do Warszawy. O godzinie 10.41 ponownie wjechał na dworzec w Ostrowie. Znów oczekiwali go przedstawiciele duchowieństwa, miejscowe władze, wojsko oraz weterani. W czasie postoju i zmiany lokomotywy był czas na wysunięcie trumny z ciałem na specjalną platformę, aby przybyli niezwykle licznie wierni mogli zobaczyć srebrny relikwiarz. Według prasy św. Andrzeja Bobolę witało w Ostrowie tego dnia 10 tysięcy wiernych.
Odjazd pociągu w kierunku Kalisza nastąpił po 15 minutach. Wzdłuż całej trasy do Czekanowa ustawione były grupy wiernych pragnących zobaczyć jedyny w ich życiu taki przejazd świętego. W tym czasie wierni z dworca ostrowskiego udali się w procesji dziękczynnej niosąc podarowane relikwie Andrzeja Boboli do kościoła farnego. Miały one być przeznaczone dla nowo budowanego kościoła. Tutaj historia się urywa na wiele lat. Jej dalszy ciąg poznaliśmy dopiero niedawno dzięki ostrowskiemu kolekcjonerowi i regionaliście Jerzemu Sówce.
– Na rynku kolekcjonerskim działam od wielu lat. Ludzie wiedzą o moich zainteresowaniach i przynoszą mi najróżniejsze artefakty. W ten sposób trafił w moje ręce piękny, choć bardzo zniszczony przedmiot. Ktoś stwierdził, że może to być coś cennego i oddał mi. Dopiero po dokładnych oględzinach uświadomiłem sobie, że trzymam w rękach relikwiarz, a właściwie jego fragment. Za szkiełkiem wyraźnie widać było fragment relikwii, a konkretnie części kości. Umieszczone one były w otoczeniu bardzo pięknego ryngrafu 60. Pułku Piechoty. Skojarzyłem, że ma to coś wspólnego z naszym ostrowskim pułkiem i zacząłem badać historię – mówi Jerzy Sówka.
Orędownik Ostrowski z 1938 roku, który opisał uroczystość powitania relikwii podał, że przedstawiciel jezuitów Stanisław Sopuch przekazał je do nowo powstającego kościoła. Wbrew pozorom nie chodziło jednak o kościół św. Antoniego, którego mury dopiero zaczynały wtedy rosnąć, a o Parafię św. Mikołaja. Taka bowiem istniała na terenie koszar. Zachowały się nawet rysunki techniczne i zdjęcia tamtejszej kaplicy.
– Pamiętam, jak na otwarciu wystawy pamiątek w Muzeum Miasta Ostrowa podszedł do mnie jeden z mieszkańców i pokazał zdjęcie dzieci pierwszokomunijnych na tle koszarowej kaplicy, na którym on sam był – wspomina Jerzy Sówka.
Wszystko wskazuje, że właśnie tam ostatecznie w 1938 roku trafiły relikwie św. Andrzeja Boboli. Sądzono, że tam, na terenie koszar są one najbezpieczniejsze. Tymczasem już rok później sytuacja diametralnie się zmieniła. Na początku września 1939 roku, jeszcze przed wejściem Niemców, wojsko w pośpiechu opuściło Ostrów. Zapewne przewidywano szybki powrót. Być może postanowiono nie zabierać relikwii na front, a być może zwyczajnie o nich zapomniano. Jeszcze zanim w koszarach pojawiły się oddziały hitlerowskie, ktoś je zabrał z kaplicy. Niewykluczone, że była to osoba z którejś z rodzin wojskowych. Miały one bowiem swobodny dostęp do parafii. Najprawdopodobniej człowiek, który wyniósł relikwie już nie żyje. Dziś musiałby liczyć sobie ponad sto lat. Nie wiadomo czy w ogóle przeżył okupację i czy ktoś oprócz niego wiedział o miejscu ukrycia bezcennej pamiątki. Należy w to wątpić, gdyż w późniejszym czasie trafiła ona w ręce kogoś zupełnie niezorientowanego w temacie. Bo tylko tak tłumaczyć można dokonane zniszczenia.
– Ktoś poodłamywał części relikwiarza myśląc, że jest to metal szlachetny. Chciał na tym zarobić, ale nie zarobił, bo to nie było wcale srebro. Na szczęście nie uszkodził centralnej części z kością. Z tyłu została natomiast mosiężna pasyjka. Może ktoś zorientował się po czasie i obawiając się konsekwencji ukrył całość na piwnicznej półce, głęboko za słoikami. Właśnie podczas porządkowania starej piwnicy w budynku przy ulicy Wrocławskiej relikwiarz został znaleziony przez osobę, która dostarczyła go w moje ręce. Rozmawiałem już z długoletnim przełożonym kaliskiej wspólnoty jezuitów ojcem Aleksandrem Jacyniakiem. Stwierdził, że na 99 procent są to właśnie zaginione relikwie św. Andrzeja Boboli – opowiada Jerzy Sówka, który niezwykłe znalezisko przekazał do swojego parafialnego kościoła Matki Boskiej Częstochowskiej na Zębcowie.
Tamtejszy proboszcz, ks. Waldemar Willak, podszedł bardzo emocjonalnie do całej sprawy. Sam bowiem pochodzi z Parafii św. Andrzeja Boboli w Krotoszynie. Odbyła się już pierwsza publiczna modlitwa, podczas której relikwie zostały umieszczone na ołtarzu. Potem wierni zgromadzeni w kościele mogli oddawać im cześć.
Może dzięki temu kultowi oraz publikacji w Kurierze Ostrowskim odnajdą się osoby dysponujące wiedzą na temat losów relikwiarza. Może uda się odszukać jego brakujące fragmenty i dopisać dalszy rozdział tej historii. ■
Za: Kurier Ostrowski, 14 lipca 2019: https://kurierostrowski.pl/2019/07/14/relikwie-znalezione-w-piwnicy/