Artykuły

PRAESUPPONENDUM CZYLI ZŁOTA REGUŁA KOMUNIKACJI MIĘDZYOSOBOWEJ – Robert Więcek SJ

Podczas lektury Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli znalazłem ten szesnastowieczny tekst. Zauroczył mnie nie tylko swoją prostotą (nie prostactwem!), ale także swoją aktualnością. Pozwolę sobie go zacytować na początek tego felietonu – jakby wyciągnąć z lamusa to, co nasi przodkowie już dawno wymyślili.

Abyśmy bardziej pomagali sobie wzajemnie i postępowali [w dobrem], trzeba z góry założyć, że każdy dobry człowiek winien być bardziej skory do ocalenia wypowiedzi bliźniego, niż do jej potępienia. A jeśli nie może jej ocalić, niech spyta go, jak on ją rozumie; a jeśli on rozumie ją źle, niech go poprawi z miłością; a jeśli to nie wystarcza, niech szuka wszelkich środków stosownych do tego, aby on, dobrze ją rozumiejąc, mógł się ocalić.
Tyle mówi święty Ignacy o podstawowym zachowaniu człowieka w jego wchodzeniu w relację. Myślę, że dla człowieka ta „reguła” musi należeć do jednej z podstawowych w naszym sposobie mówienia, dyskutowania, dialogowania, przede wszystkim między nami i w rzeczach, które dotykają naszej rodziny czy naszego miasta.

W pierwszym rzędzie nie możemy nigdy zapomnieć, że w relacji-spotkaniu są dwie strony (dwie lub więcej osób), które mają tę samą godność i to samo prawo do wypowiedzenia tego, co myślą. Zgadzamy się z tym założeniem? Tak więc, skąd problemy z komunikacją? Właśnie tutaj jest miejsce dla przestrogę, którą daje nam Ignacy: trzeba z góry założyć… Wielkie niebezpieczeństwo mieści się w fakcie, że każdy zatrzymuje się tylko na jego godności i jego prawie i przez ich pryzmat postrzega uwagi, słowa drugiego. Czy naprawdę „z góry zakładamy” owo ocalenie wypowiedzi drugiego? Wcale nie mówię o ocaleniu na siłę absurdalnych słów (opinii, interpretacji), które, niestety, zbyt często pojawiają w codziennym życiu. Czy stosujemy zasadę domniemanej niewinności w szarości codziennych kontaktów z innymi? Boimy się, by nie wyjść na głupców! By od naiwniaków nas nie nazwali!

Autor powyższego tekstu daje nam i inne kryteria. To nie ja siebie, ale drugi człowiek, który stoi przede mną, jest tym którego mam bronić – zarówno jego godności, jak i jego wypowiedzi tzn. jestem wezwany do próby zrozumienia motywów i poruszeń, które zaprowadziły go do momentu, w którym wypowiedział dane słowa. Czyli ma nas charakteryzować postawa bronienia, chronienia, opiekowania się drugim, pomagania mu.
Co więcej, Ignacy przewidział możliwość, w której wypowiedź drugiego nie może być uratowana. W takim przypadku zaprasza, aby pytać jak osoba rozumie swoją wypowiedź tzn. abyśmy uwalniali się od naszych schematów, naszych sposobów myślenia, sądzenia, oceniania. „Jeśli on rozumie ją źle… – innymi słowy możemy zauważyć brak zrozumienia u mówiącego, „niech go poprawi z miłością”. Nie idzie wcale o głupie i nieprzemyślane przytakiwanie wszystkiemu, co drugi człowiek do mnie mówi. Następny etap przewiduje możliwość pomyłki, niezrozumienia ze strony bliźniego (a także naszej strony) – potrzebujemy cierpliwości i pełnego wsłuchania się z uwagą (tak jak matka czy ojciec wsłuchują się w to, co chce im przekazać dziecko). Ileż to razy my sami źle rozumiemy (bo nie dosłyszeliśmy) i brakuje nam owego „poprawiania z miłością”. To między nami ma być najwyższe zrozumienie, zaufanie-zawierzenie i uznanie.

Tutaj kończy się nauka Ignacego: „Jeśli to nie wystarcza, niech szuka wszelkich środków stosownych” – czy to przerasta nasze możliwości? Może trzeba nam przejrzeć naszym sposobom przekazu tego, co myślimy czy czujemy? Czy naprawdę korzystamy z „wszelkich środków” dostępnych, by choć spróbować uratować wypowiedź drugiego?
Po co stosować tę regułę? By sobie nawzajem pomagać – dobrze mówić, dobrze rozumieć, umiejętnie przekazywać swoje myśli, bez narzucania swego, z pokorą (ale i jasno, bez lęku) wykazywać błędy i oczekując, że drugi też mi je pokaże (to dla naszego wspólnego wzrostu). Jedni dla drugich jesteśmy pomocą i ta rzecz dotyczy każdego z osobna i całej wspólnoty.