Dariusz Kowalczyk SJ
„Jest naszym gorącym pragnieniem, żeby wszyscy po całym świecie uczestnicy chlubnego miana katolików, a zwłaszcza ci synowie ukochanej przez nas polskiej ziemi, dla których niezwyciężony Bohater Chrystusowy Andrzej Bobola jest chlubą i wspaniałym wzorem chrześcijańskiego męstwa, pobożnym sercem i umysłem rozważyli jego męczeństwo i jego świętość” – tak pisał Papież Pius XII w swojej encyklice napisanej na trzechsetną rocznicę śmierci św. Andrzeja Boboli. Prawdopodobnie jest to jedyny w historii papieski dokument tej rangi, który został poświęcony w całości jednemu świętemu.
Podejmijmy to papieskie wezwanie. Jednak jako że znajdujemy się w sanktuarium przy integralnych relikwiach świętego, podejmijmy je od strony historii relikwii. Dzieje bowiem kultu i coraz głębszego rozumienia postaci i przesłania św. Andrzeja Boboli bardzo ściśle wiążą się z dziejami relikwii.
Andrzej Bobola został zabity przez kozaków 16 V 1657 roku. Jego śmierć to jedno z najstraszliwszych męczeństw w dziejach chrześcijaństwa. Jednak to męczeństwo, choć zadane w sposób wyjątkowo okrutny, było w tamtych latach jednym z wielu. I prawdopodobnie nie mielibyśmy dziś św. Andrzeja Boboli, gdyby on sam – z woli Bożej – o sobie nie przypomniał. W 1702 roku Bobola ukazał się przełożonemu domu jezuitów w Pińsku, gdzie przed prawie pół wiekiem został pochowany. Ów przełożony jezuita modlił się o pomoc w opłakanej z powodu wojen sytuacji materialnej i wówczas ujrzał postać, która obiecała wstawiennictwo po warunkiem, że jego – właśnie Andrzeja Boboli – zwłoki zostaną wydobyte z zapomnianej krypty i umieszczone w oddzielnym, godnym miejscu. W domu nikt o dokładnym miejscu jego pochówku Boboli nie pamiętał. Rozpoczęto poszukiwania w pełnej różnych trumien krypcie i znaleziono trumnę Andrzeja Boboli. Wielkie poruszenie wzbudził szczególnie fakt, że zwłoki pozostawały w nienaruszonym stanie. Od tego czasu zaczął rozwijać się kult Andrzeja Boboli a jego wstawiennictwo okazywało się skuteczne.
W historię kultu wpisuje się jeszcze inne widzenie, a mianowicie to, jakiego dostąpił o. Alojzy Korzeniowski, dominikanin. Było to w Wilnie 1819 roku. Ojciec Korzeniowski modlił się często za sprawę niepodległości Polski. Pewnego wieczoru po wieczornej modlitwie ujrzał postać, która przedstawiła mu się jako Andrzej Bobola i kazała otworzyć okno. Poprzez nie dominikanin ujrzał walczące zaciekle wojska wielu narodów. Andrzej Bobola objaśnił tę wizję mówiąc: „Gdy skończy się wojna, którą widzisz, wtedy królestwo Polski zostanie przywrócone przez miłosierdzie Boże, a ja zostanę w nim uznany jako główny patron”. Proroctwo Andrzeja Boboli było szeroko przekazywane. O. Jacek Woroniecki pisał, że ta przepowiednia zmartwychwstania Polski była znana „dobrze przed wojną i długie lata krzepiła ona nasze serca; znał ją i Zachód, gdzie się nawet wcześniej rozpowszechniła niż w Polsce”. Proroctwo andrzejowe spełniło się – jak wiemy – po stu latach, po zakończeniu I wojny światowej.
Wcześniej w roku 1853 w bazylice św. Piotra w Rzymie miała miejsce beatyfikacja Andrzeja Boboli. W tym czasie jego ciało spoczywało w Połocku w kościele dominikanów. Po rewolucji październikowej bolszewicy ponawiali różne swoiste zamachy na relikwie Andrzeja Boboli. Ostatecznie w roku 1922 ciało świętego wywieziono do Moskwy i umieszczono w gmachu Higienicznej Wystawy Ludowego Komisariatu Zdrowia. Wkrótce zaczęła interweniować Stolica Apostolska domagając się od sowieckiego rządu zwrotu relikwii. Wysiłki te zakończyły się pomyślnie i w 1923 roku ciało Andrzeja Boboli zostało przywiezione do Rzymu; umieszczono je na Watykanie, po czym przekazano jezuickiemu kościołowi del Gesu. Sowieci wydając ciało świętego okazali poniekąd wdzięczność za pomoc, jakiej papież Pius XI udzielił dotkniętej klęską głodu Rosji.\]
Papież Pius XI, który nota bene był fundatorem domu jezuickiego właśnie tu na Rakowieckiej w Warszawie, kanonizował Andrzeja Bobolę 17 kwietnia 1938 roku. W kanonizacji wzięła udział pielgrzymka z Polski, która liczyła około 6 tysięcy osób. Po kanonizacji z woli Papieża relikwie św. Andrzeja Boboli zostały przywiezione do Polski, do Warszawy. Stolica przywitał ciało świętego niezwykle uroczyście. Byli obecni księża biskupi, ale także przedstawiciele sejmu i senatu, rządu i wojska. Prezydent Ignacy Mościcki złożył na trumnie z relikwiami, jako wotum, swój Krzyż Niepodległości z Mieczami. Mieszkańcy stolicy oddawali najpierw hołd relikwiom Męczennika w archikatedrze św. Jana. Potem przewieziono je do kaplicy jezuitów tutaj na Rakowiecką.
Tamte wydarzenia tak wspominał Jan Paweł II: „W roku 1938 byłem naocznym świadkiem powrotu Męczennika do Ojczyzny. Albowiem jego trumna, jego relikwie wracały do Polski poprzez różne miasta, między innymi przez Kraków, zanim dotarły do Warszawy. I pamięć tego spotkania ze świętym Męczennikiem pozostaje dla mnie niezatarta. Kiedy zapoznałem się z jego życiorysem, z okolicznościami jego śmierci oraz z losami pośmiertnymi, jeszcze bardziej przejrzysty stał się dla mnie ten znak, jakim jest święty Andrzej Bobola. Jego życie symbolizuje jakiś wielki okres dziejów Polski, Polski unijnej, Rzeczpospolitej trzech narodów… Ale święty Andrzej Bobola jest nie tylko szczególnym, jakby powiedzieć, syntetycznym znakiem naszej historii, przede wszystkim w wieku XVII, w trudnym wieku XVII, święty Andrzej jest równocześnie jakimś znakiem prorockim. Jeżeli uświadomimy sobie, że po odkryciu jego relikwii, jego ciała, które pozostało mimo wszystko nienaruszone, przy tym ciele, jako przy znaku danym od Boga, skupili się wierzący, zarówno katolicy, jak i prawosławni i wspólnie otaczali go czcią, to można w tym widzieć także i jakąś zapowiedź spotkania się chrześcijan z Zachodu i ze Wschodu…”. To słowa Jana Pawła II wypowiedziane w 1988 roku, w 50-tą rocznicę kanonizacji św. Andrzeja Boboli.
Po wybuchu II wojny światowej relikwie Andrzeja Boboli przewieziono potajemnie do kościoła jezuitów na Świętojańskiej. W sierpniu 1944 roku powstańcy przenieśli je z kolei do kościoła św. Jacka na Freta. Na Rakowiecką relikwie Andrzeja Boboli wróciły w ostatnich miesiącach wojny. W 1989 roku umieszczono je na stałe w krypcie pod prezbiterium w nowym sanktuarium, w którym się znajdujemy. W 1992 roku dekretem Stolicy Apostolskiej św. Andrzej Bobola został ustanowiony patronem Metropolii Warszawskiej. A w roku 2002 został Andrzej Bobola ogłoszony patronem Polski.
Jak św. Wojciech jest patronem ładu hierarchicznego, a św. Stanisław ładu moralnego, tak św. Andrzej Bobola jest patronem jedności – zarówno w Kościele jak i w społeczeństwie. Niektórzy mają za złe Andrzejowi Boboli, że nawracał na katolicyzm. Ale wtedy tak właśnie apostołowali przedstawiciele wszystkich wyznań chrześcijańskich. Wielką zasługą Boboli było to, że nawracał słowem i osobistym świadectwem, a nigdy przemocą. W bliźnich nie-katolikach, do których szedł, dostrzegał nie tyle kandydatów do Kościoła rzymskokatolickiego, ale przede wszystkim biednych, potrzebujących ludzi. I niósł im pociechę. Andrzej Bobola miał niezwykłe zrozumienie potrzeb ludu. To pomaganie duszom owocowało nawróceniami na katolicyzm. Nie było w tym jakiegokolwiek przymusu. Ostatecznie to jego straszliwie zamordowano. A on swoich prześladowców nie przeklinał, ale wzywał w imię Boga do opamiętania. Dlatego jest patronem ekumenicznym i patronem pojednania. Niektórzy dodają, że dziś Andrzej Bobola staje się patronem walki z terroryzmem, który niekiedy wyrasta z religijnego fanatyzmu.
Andrzej Bobola jest także patronem niepodległości. Historia jego kultu pokazuje, iż sprawa niepodległej Polski bardzo go w niebie zajmowała. Andrzej Bobola przepowiedział odzyskanie przez Polskę niepodległości i chce umacnianiu tej niepodległości patronować.
W liście Episkopatu Polski z kwietnia 2002 roku biskupi zwracają uwagę na jeszcze inny element andrzejowego patronowania. Otóż Andrzej Bobola nazywany jest patronem ewangelizacji w trudnych czasach. A w liście Episkopatu czytamy, że „św. Andrzej Bobola jest ogłoszony patronem Polski w czasie, gdy wielu rodaków nie może znaleźć pracy i znajduje się w trudnej sytuacji materialnej. Nowy patron okazywał w swym życiu wielką wrażliwość na ludzka biedę. Podczas epidemii ratował tych, od których inni z lękiem uciekali, w apostolskiej pracy kierował się do najuboższych, stając się ich sługą. Dlatego jako Patron oczekuje od nas, abyśmy uczcili go nie tylko uroczystościami, ale konkretnymi czynami, wyrażającymi naszą troskę o ludzi biednych”.
To przesłanie Męczennika, przy którego relikwiach się modlimy, wpisuje się dziś w nasze oczekiwanie na wizytę apostolską Papieża Benedykta XVI. W swojej encyklice „Deus caritas est” Ojciec św. wskazuje na wagę czynnej posługi miłosierdzia.
Potrzeba nam w społeczeństwie, w naszych parafiach i wspólnotach większej wrażliwości i wyobraźni miłosierdzia. Nie wystarczy bowiem chcieć pomagać ubogim, ale trzeba zabierać się do tego z „wyobraźnią” i kompetencją. Benedykt XVI zwraca uwagę na trzy aspekty dotyczące charytatywnej działalności Kościoła. Po pierwsze, organizacje charytatywne Kościoła „muszą zrobić wszystko, co możliwe, aby były do dyspozycji odpowiednie środki i nade wszystko, by byli ludzie, którzy podejmą takie zadania” (DCE, 31). Trzeba więc umieć zbierać i pomnażać dobra, które potem można rozdać, ale przede wszystkim trzeba stałej formacji profesjonalnej i „formacji serca” dla tych, którzy pracują lub mogliby pracować w dziełach charytatywnych. Po drugie, „chrześcijańska działalność charytatywna musi być niezależna od partii i ideologii” (DCE, 31). I po trzecie, „caritas nie może być środkiem do tego, co dzisiaj określa się mianem prozelityzmu” (DCE, 31). Czyny miłosierdzia nie mogą być środkiem do celu, bo wówczas ubogi staje się przedmiotem „pobożnych” manipulacji.
Na koniec swej encykliki Benedykt XVI przestrzega przed jałowym aktywizmem. Chrześcijańska działalność charytatywna winna wypływać z kontemplacji Chrystusa. Działanie bez kontemplacji może prowadzić do zamknięcia się w doczesności, a nawet do buntu wobec Boga i oskarżania Go o obecność cierpienia w świecie. Tymczasem żadna działalność polityczna i charytatywna nie zlikwiduje problemu cierpienia i śmierci. Tym bardziej potrzeba – stwierdza Benedykt XVI – nadziei wyrażającej się w cnocie cierpliwości, „która akceptuje misterium Boga i ufa Mu nawet w ciemności” (DCE, 39).
Św. Andrzej Bobola jest dla nas przewodnikiem w podejmowaniu czynów miłosierdzia, które wypływają z głębokiego zjednoczenia z Jezusem ukrzyżowanym i zmartwychwstałym. Jako duchowy uczeń św. Ignacego Loyoli, św. Franciszka Ksawerego i błogosławionego Piotra Fabera, których Towarzystwo Jezusowe wspomina w swym Roku Jubileuszowym, Andrzej Bobola łączył akcję z kontemplacją, był kontemplatywnym w działaniu, co pozwoliło mu odpowiedzieć męstwem wiary na tortury i okrutnie zadawaną śmierć.
Za rok będziemy obchodzili 350-tą rocznicę męczeńskiej śmierci Andrzeja Boboli, patrona Polski. W pewnym sensie rok 2007 będzie rokiem andrzejowym. Obyśmy umieli współpracować z naszym patronem, współpracować w pokornym budowaniu jedności pośród przeciwieństw. Relikwie św. Andrzeja Boboli i cześć, jaką im oddajemy, są znakiem zwycięstwa zmartwychwstałego Chrystusa nad podziałami i śmiercią, a także znakiem obcowania świętych, tej duchowej łączności Kościoła zbawionych z nami, Kościołem pielgrzymującym. Powierzajmy się zatem wstawiennictwu św. Męczennika, Andrzeja, z ufnością. On – wraz z innymi patronami – pomaga nam w drodze przez ziemską ojczyznę ku ojczyźnie niebieskiej. Amen.